Analogowe zdjęcia
Niebieskie
nie schnie – Adrian Tujek, 44 strony (Wojewódzka Biblioteka
Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2019)
Jest
tu jakaś poetycka niedojrzałość, ale w tym też tkwi magnetyzm
tych wierszy. Są doskonałe w swojej niedoskonałości.
Najprościej
byłoby napisać, że
Adrian Tujek chodzi po mieście z analogowym aparatem i spustem
migawki powoduje zamieszanie i w krajobrazie, i we własnym
postrzeganiu świata.
A
może to nie są zdjęcia, może to malarskie wyjścia, obejścia,
rozejścia? Akwarele niespokojnej egzystencji.
Na
pop-artowych zdjęciach wychodzi jak złodziejka,
a
na żywo zdecydowanie za szybko.
(„Ofiara”,
Adrian Tujek)
lub
„Inny
lubieżny kolaż to niefotogeniczność
Słowianki
z Murzynem
Ale
pozostaje wam znacznie więcej
niż
uczynić to jeszcze bardziej buńczucznym
zdjęciem:
ustawić czarno-biały filtr
(„Portret”,
Adrian Tujek)
Cytuję
tylko wyrywki, fragmenty. Niemal gazetowe wycinki. A czynię to
celowo, bo i sam autor lubi skrótowość. Lubi na przykład
nadjeżdżający tramwaj, ale niekoniecznie obchodzi go „życie
wewnątrz”. Nie oznacza to jednak, że podmiot liryczny nie jest
podglądaczem, świadkiem, obserwatorem czy wręcz uczestnikiem tej
poszukującej
poezji.
Gdy
czytam prozę lub poezję ludzi młodych, mam często pewne
skojarzenia filmowe i niejednokrotnie to odwołanie odnajduję w
filmach Krzysztofa Kieślowskiego. Tym razem stawiam na „Amatora”.
Filmowy
bohater świat widzi wciąż z tego samego miejsca, ale czy widzi
wciąż identycznie? Powtarzającą kalką mogą być przechodnie z
psami, ptaki na drzewach, zatrzymujący się samotnik z papierosem w
ustach. Lecz ich czynności nie są aż tak ważne jak pejzaż, jak
przestrzeń. I dla autora „Niebieskie
nie schnie” też
liczy się przestrzeń. On wręcz chłonie krajobraz i to, co w nim
dostrzega, to, co go tworzy i kształtuje. To „coś” wręcz
wyłazi z jego wierszy.
Idź
po szarych kropkach, bo kropki nie mogą turlać się
po
tobie. Na plaży znajdzie się bielizna wąska
niczym
jednokierunkowa cieśnina,
gdyby
tylko prawo wymyśliło takich ruch.
Pod
głową zmięta twarzowa koszulka, szara
jak
ostatni moment rzeki przed morzem.
Kropki
zmieniające się w linie, gęste fale podobne do gipsu.
(„Bullet”,
Adrian Tujek)
Za
sześć miesięcy będzie lato. Piasek
nas
znienawidzi, już sypnął.
(„Ring”,
Adrian Tujek)
Jestem
zwolennikiem poezji, która zapada mi w ucho. Tak jak piosenka. Wcale
nie łatwa, przyjemna, byle jaka. Ale taka, w której odnajduję tę
jedną frazę, puentę, która jak struna porusza we mnie
metafizyczny dyskurs. W „Niebieskie nie schnie” nie ma złotych
myśli, fraz łatwych, zgrabnych, powabnych, a jednak ma to pisanie w
sobie ukryty (chyba) publicystyczny urok.
A
może jest tak, że to zbiór zebranych fiszek spisanych naprędce, a
działo się to podczas wędrowania,
szukania, poszukiwania, zagubienia, uciekania? Stawianie
pytań podczas czytania wierszy ma swój smak, ale na końcu
przychodzi refleksja, że pytań, których się nie zadało, będzie
zawsze zbyt wiele. Poezja ma tę przewagę nad prozą, że nie daje
jednoznacznych odpowiedzi. I Adrian
Tujek doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego zwodzi i
„oszukuje”. Także samego siebie.
W
tym tomie też trzeba zwrócić uwagę na rzeczy błahe,
a które wołają, by być dostrzeżonymi.
To
pokiereszowane związki międzyludzkie, to samotność, to obłuda i
pustka. Tak, zwłaszcza pustka. Zwykło się mówić, że to „życie
w pojedynkę” doprowadza nas na Brookliński
most, ale
czy nie jest to właśnie pustka? Bo samotność można zapić,
zaćpać, zapomnieć. A co zrobić z pustką? Jak i czym ją
wypełnić?
Sens
próbuje mnie zrozumieć:
albo
chce, żeby pusty i cenny teren był tylko mój,
albo
marzy, by wiedzieć po co.
(„Oddech
robi się bliski i płytki, kiedy go tracę”, Adrian Tujek)
Jak
pisze autor, skoro
poezja posiada słabe strony, wszyscy je mamy.
Nie sposób przyznać mu racji. Może też jest to moja wymówka, gdy
autor będzie czytał te słowa. Ale nie usprawiedliwiam się, bo
przeczytałem jego tom z uwagą wartą dobrego wierszowania. Mam
tylko nadzieję, że jego późniejsze pisanie trochę mocniej,
bardziej mnie
zaskoczy.
Nota:
7/10