Strzępy cienia



Władca cieni – Javier Cercas, 232 strony . Tłumaczenie: Ewa Zaleska (Noir sur Blanc, Warszawa 2019)

Javier Cercas to autor znany i ceniony. Jego „Żołnierze spod Salaminy” odnieśli zasłużony sukces. Powieść trafiła na duży ekran, została przetłumaczona na wiele języków. I jak sam autor zdradza, czuł, że temat wojny ma już za sobą. Że nie dotknie wojny, która w Hiszpanach rodzi tyle samo niechęci co obojętności. A jednak pisarz złamał dane sobie słowo. Czuł, że musi „Władcę cieni” napisać głównie dla swojej matki.

Tej książki nie można w ogóle nazwać powieścią. To publicystyczna relacja. Zapis rozterek nad historią własnej uwikłanej w tryby przeszłości rodziny. Rodziny, która nazywa się Hiszpania.
Ja tutaj nie piszę powieści i nie mogę fantazjować, muszę wyłącznie trzymać się faktów, a fakty są takie, że nie wiemy, czy tak właśnie było, i że prawie na pewno nigdy się nie dowiemy. Ponieważ przeszłość jest niezgłębioną studnią, w jej czarnej czeluści ledwie możemy dojrzeć przebłyski prawdy, a o Manuelu Menie i jego historii wiemy nieskończenie mniej, niż nie wiemy – wyjaśnia Javier Cercas.

Tak, Manuel Mena, dziewiętnastolatek, tragiczna ofiara wojny domowej – to on jest tu głównym bohaterem. To jego śladami, co ważne, przez wiele lat podążał pisarz.
A wszystko zaczęło się od portretu młodego mężczyzny. Chłopaka, który zginął 21 września 1938 roku. Ten portret, wystylizowane zdjęcie, prześladował literacko Cercasa nie tylko swoim magnetyzmem, ale także legendą, którą urosła wokół człowieka ze zdjęcia. W relacjach matki pisarza Manuel Mena obecny był od zawsze. A skoro tak, to autor zaczął skrupulatnie weryfikować przeszłość. Krok po kroku. Ślad po śladzie. Idąc za cieniem historii człowieka i całego państwa. Stąd w książce mamy fotokopię nie tylko zdjęć, ale też materiałów źródłowych pokazujących losy Meny i jego towarzyszy. Z dzieciństwa, z krótkiej młodości, z pola walki.

Nieprawda, że przyszłość modyfikuje przeszłość, ale prawda, modyfikuje i sens, i postrzeganie przeszłości – autor co rusz pozwala sobie na frazy, które mają jakby usprawiedliwiać sens powstania tek książki. I to jest wada tego pisania. Bo w pewnym momencie czytelnik odnosi wrażenie, jakby miał do czynienia z młokosem, który usprawiedliwia swoje czyny. Zbyt wiele w tym pisaniu wątków pobocznych, powtórzeń. Dylematy, które targają Cercasem, są być może zrozumiałe dla hiszpańskiego czytelnika, ale dla polskiego mogą zdać się po prostu nużącymi dłużyznami.

A jednak co wiemy o monarchii, o republice, o falandze, o samym Franciscu Franco i wojnie domowej w Hiszpanii? Niby to wiedza powszechna, a jednak „Władca cieni” ukazuje sprawy dosadniej i sugestywniej, bo gdy opisuje się historię jednego człowieka, jednego miasteczka, to mocniej wybrzmiewają fakty, mocniej przemawiają do wyobraźni ludzkie dramaty.
Chociaż narracja opiera się na strzępkach ludzkich wspomnień, na przeinaczonych dokumentach, to determinacja, z jaką autor dąży do poznawania przeszłości, budzi respekt. Bo trzeba mieć w sobie przymus napisania takiej, a nie innej opowieści, by równie mocno i usilnie spierać się z samym sobą i świadkami tragicznej historii. Jak już wspomniałem, to miłość synowska, to sentyment do rodzinnej tradycji determinuje to pisanie, a jednak nie jest to tylko rodzinny album z wycinkami z archiwum. To coś znacznie więcej. To też rodzaj czyśćca, który pisarzowi był niezbędny, by rozliczyć się z tym, co pominął w „Żołnierzach spod Salaminy”.

Książkę czytałem na wyrywki. W szpitalnym łóżku nie da się inaczej, ale też takich opowieści nie radzę chłonąć na jeden raz. Zbyt wiele tu faktów, mitów. Ludzi, miejsc i krajobrazu, w którego tle nadal widać demony czasów Franco. Bo – pomimo usilnych starań autora – nie da się opisać losów jednego człowieka, pozostawiając istotę rzeczy na drugim planie. Gdyby bowiem nie skomplikowana przeszłość Hiszpanii, to czy byłoby o czym pisać? Czy Manuel Mena byłby jądrem tej opowieści? Przecież gdyby nie wojna, zostałby prawnikiem, a może wyjechałby z kraju, by poznawać uroki młodości. Bo z urwisa, którym był w dzieciństwie, pod wpływem swojego nauczyciela stał się stonowanym i prawym młodzieńcem.
Javier Cercas nie snuje zbytnio takich przypuszczeń. Dla nie niego liczą te strzępki faktów, które udało mu się zgromadzić, posegregować i uszeregować. W swoją przygodę z Manuelem włączył przyjaciół, rodzinę i wielu znanych i zupełnie nieznanych mu wcześniej ludzi. A że nie spieszył się ze spisaniem tych dziejów, to wydawałoby się, że powinien nabrać do sprawy dystansu. Ale tak się nie stało. Autor pisze, jakby rządził nim niemal młodzieńczy entuzjazm i wewnętrzny przymus powiedzenia wszystkiego, co udało mu się ustalić. Dlatego zamiast skondensowanej narracji mamy ciągnące się rozważania i pojawiające się jak grzyby po deszczu hipotezy.

Nie jestem zawiedziony tą książką. Ale zamiast rodzinnej historii, której się spodziewałem, mam gatunkowo przyciężkawy podręcznik, którego autor za wszelką cenę chce dociec niemożliwego. Jednak atutem tej opowieści jest to, że gdybym jej nie przeczytał, to mój ogląd Hiszpanii na pewno byłby inny.

Nota: 6/10




popularne