Kawałki z życia
Album z opowieściami – Antonis Georgiou, 254 stron, tłum. Przemysław Kordos. Seria z Winnicą (Książkowe Klimaty, Wrocław 2019)
Ta książka ma wdzięk. „Efekt lekkości i swobody konstrukcji”, a z drugiej strony jest to lektura przytłaczająca. Pełna smutku, śmierci, emigracji, niewyjaśnionych ludzkich potknięć. Radość miesza się ze zwątpieniem. Bo styl narracji bywa lekki, ale fabuła jest ciężka. Zbyt trudna, by ją obrócić w żart, by stała się przyjemna w odbiorze.
Co wiemy o Cyprze? O ludziach rozdartych między Turcją i Grecją? Ciągłe niedowiedzenia historyczne, niekończące się konflikty polityczne i zbrojne. Jak przekazać wiedzę o swoim kraju, by była strawna dla czytelnika na przykład z Polski? Nie wiem, jak wiele pytań postawił sobie autor, zanim zabrał się do spisania swojej opowieści, ale wiem jedno: znalazł sposób, by jego książka miała sens powszechny. Nie tylko tam na Cyprze. Nie obok, u sąsiadów. Ale wszędzie. Pisarzowi nie tylko udało się zainteresować swoją narracją, ale osiągnął coś więcej – po tej lekturze czytelnik chce wiedzieć więcej.
Niebywałe jest, że pisząc o ludziach sobie bliskich, nie zapomniał o istocie rzeczy. Że jedno nie przesłania drugiego. Bo historię każdego państwa tworzą ludzie, i to nie tylko ci u sterów władzy. Organiczne życie jednostki może mieć wpływ na masy. To naczynie połączone.
Już kiedy się patrzy na okładkę, wiadomo, że to spisana ściegiem krzyżykowym historia rodzinna. Potem okazuje się, że RODZINA jest literackim alibi, by móc opowiedzieć więcej i lepiej. A żeby tak się stało, autor wypełnia karty książki emocjami składającymi się z drobiazgów. Mnogość opowieści może momentami utrudnia odbiór, ale ten wdzięk, o którym wspomniałem, ratuje to zamieszanie, pogmatwanie.
Natomiast coś innego drażni i denerwuje. W zupełności rozumiem konwencje i styl, ale graficznie ta książka jest niebywale trudna w odbiorze. Zmiany krojów czcionek, łamy na wiele sposobów – za dużo tego. Oczy bolą, mózg cierpi.
W tym rozgardiaszu musiał się odnaleźć tłumacz. Nie sposób sobie wyobrazić, jak wiele pracy włożył w przygotowanie tego tekstu. Dlatego nie mogę nie wspomnieć o wysiłku Przemysława Kordosa. Zresztą nie jest rzeczą nową, że w książkach wydawnictwa Książkowe Klimaty praca translatorów jest ważna, doceniana i profesjonalna.
„Album z opowieściami” to pamiętnik. Zdarzenia nie są wprawdzie relacjonowane chronologicznie, ale perspektywa czasowa, z której autor opowiada całość, uniemożliwia mu spisywanie klasycznego dziennika. Tutaj pewnego rodzaju fundamentem są fotografie. W samej książce odnajdziemy 270 zdjęć z albumów rodzinnych i innych źródeł, ale są też wycinki z gazet, fiszki z przepisami kulinarnymi, notatki złożone na skrawkach papieru. Sporo tego. Wydawałoby się, że taki materiał jest niemożliwy do ogarnięcia, a jednak Antonis Georgiou podjął udaną próbę i z całości zbudował przejmujący pejzaż ludzkich zmagań.
Dlatego nie tylko Cypr wydaje się interesujący. Bo bohaterowie migrują. Jest Południowa Afryka, jest Australia, ale też zdawkowo padają nazwy innych krajów, np. Gruzji, Rosji, Holandii.
W tym kontekście warto zadać pytanie: Czy w życiu potrzebny jest instynkt? Nie mówię o sennych przeczuciach, ale o czymś znacznie ważniejszym. O czymś, co niejednokrotnie decyduje o naszych życiowych wyborach, o przegranych i porażkach. Antonis Georgiou wspomina o instynkcie z premedytacją, bo gdy przygląda się ludzkim losom, to czasami trudno wytłumaczyć wprost, dlaczego coś się dzieje. Dlaczego tak, dlaczego nie?!
Psychologiczne skomplikowanie opisywanych postaci jest jednak odpryskiem, ważniejsze są strzępy opowieści, relacji. Autor stara się – z powodzeniem – poskładać w całość to, co pozostało z przeszłości. A robi to między innymi dlatego, by łatwiej nam było zrozumieć teraźniejszość, łatwiej zaplanować przyszłość.
Co to znaczy przez całe życie „robić albumy”? Czy to czynność życiowa, codzienna, jak zjadanie chleba? A co to znaczy kłamać, źle interpretować fakty? Czy każdy album to lustro, w którym spokojnie możemy się przyjrzeć sobie i innym?
A może tytułowy album to po prostu „dziwna mieszanka, zamknięta w starej księdze, mieszanka osób, wieków, epok, miejsc, splątanych w jeden kłębek”?
Cytując i dywagując dalej, czy „czas zamykamy w klatce za pomocą kartki papieru, (bo) chwila wieczności to właśnie zdjęcie. Ale na zdjęciach (ludzie) wydają się starsi niż w rzeczywistości, być może winne są stroje, szczególnie kobiet, które od razu po wieku dziewczęcym zakładały na głowy chustki i zwykle nosiły się na czarno. Bo zawsze umierał ktoś krewny”.
W tej powieści śmierci jest aż nadto. Jest niczym chwast rozsiana po całej książce. Nie da się jej wyplenić. Nawet ta odległa nadal jest realna. Tutaj rządzi zasada, że „jedna rzecz to opisać zdjęcie, druga – to je widzieć”. Bo trudno być wyzutym z emocji, gdy dostrzega się w kadrze ostateczność, gdy mieści się w nim sam tylko koniec, brakuje początku. Jego należy szukać na innych stronach albumu. A tam znajdziemy tylko wyobrażenia i zapachy.
Grekocypryjczycy i Turkocypryjczycy mają często te same klasery ze znaczkami, ale nie zawsze te same zdjęcia opowiadają ich zmagania. W ich relacje wkrada się naturalny patos, ale przede wszystkim ludzka złość, która narracje zmienia i odmienia przez wiele przypadków.
„Czytałem w gazecie o jakiś Turkocypryjczykach, o kobietach i dzieciach, które zamordowano w Nikozji w 1964 roku podczas zamieszek i wrzucono do studni. Studnię wykopał ojciec dzisiejszego właściciela działki, aby podlewać sad, ale gdy potem wrzucono tam ciała, już jej nigdy nie użył. Co się stało z sadem, nie wiem, może korzenie drzew dotarły do kości?”
Nie dziwię się, że „Album z opowieściami” został dostrzeżony i wielokrotnie nagrodzony. To książka wyjątkowa, niezwykła. Może rzec, że nieobliczalna. Jest w niej ukryta tajemnica, wydobyta nie tylko ze zdjęć, ale przede wszystkim z ludzkich zmagań w trudnym, nieprzewidywalnym miejscu na ziemi.
Nota: 8/10