Proces poszlakowy


Szyja żyrafy. Bildungsroman. Judith Schalansky. Tłumaczenie Kamil Idzikowski. Wydawnictwo Ha! art. Kraków, 2024.


8,5/10

Zrywanie kory z brzóz. Uderzanie krzemieniem o krzemień, aż się iskry posypią”. Zderzenie świata dojrzałych, dzieci i ciał astralnych. Szkoła, dom, wyludniające się miasteczko. Lekcje, plotki i spostrzeżenia. „Szyja żyrafy” jest napisana, przetłumaczona wspaniałym językiem. Postać Inge Lohmark, nauczycielki biologii, wyjątkowo nieznośna, wiarygodnie cyniczna i samotna. A pozostali? Każdy ma tu swoje pięć minut; nawet meduzy.

Szkoła to główne terytorium zdarzeń, ale pejzaż narracji jest szeroki. Domy z pajęczynami pęknięć, z żyłami ich mieszkańców. Architektura budynków szkolnych, korytarzy z makietami, z pokojem nauczycielskim, który nie jest wspólnym miejscem narad, raczej przekomarzań i nie zawsze wypowiadanych na głos złośliwości. Sale lekcyjne, niewielu uczniów. Środowisko naturalne tej bardzo dobrze napisanej powieści.
Książka leży u mnie na stoliku, tuż obok łóżka. Niezdarnie przesuwam ją od kilku miesięcy. Zaczynam czytać, oglądać grafiki, by potem przykryć ją kurzem i kolejnymi woluminami. „Szyja żyrafy” pobudza wspomnienia, odwołuje się do pokładów przeszłości, gdzie ulubieni i znienawidzeni belfrzy walczą ze sobą, o swoje. „Szyja żyrafy” jest jak sen, fatamorgana.
Podobno ludzie cierpiący na demencje, czy chorobę Alzheimera zapominają imiona małżonków, dzieci, rodziców, ale bez większego trudu wymieniają np. nazwisko nauczycielki biologii. Osad, którego trudno się pozbyć, rdza, której nie sposób usunąć.

Dwie podstawowe formy współistnienia to konkurencja i drapieżnictwo”. To zdanie pada już na pierwszej stronie książki Judith Schalansky; dla mnie stanowiło motto dla całej lektury, dla zasypiania z tą fabułą, dla wczesnego poranka, bo tylko wtedy czytałem „Szyję żyrafy”. Tuż przed snem i zaraz po przebudzeniu. Modlitwa, poezja wspomnień i napomnień. Układanka złożona z obrazów - rozdziałów: „Biotop i biocenoza”, „Procesy dziedziczenia”, „O rozwoju gatunków”. W tym pozornym minimalizmie jest ogrom informacji, multum podrozdziałów, które stanowią na czytelnika mapę drogową, są pozornym ułatwieniem w segregowaniu wiedzy wielkiej i tej, która jest tak ulotna, jak bywa pierwsze szkolne zauroczenie.

Najbardziej charakterystyczną cechą szyi żyrafy jest jej długość, która może osiągać niemal dwa metry. To daje żyrafom ogromną przewagę w dostępie do pożywienia. Poza tym „ta” szyja to unikalna budowa kręgów. Jest ich zaledwie siedem. Są wydłużone, tak jak macki głównej bohaterki książki Judith Schalansky. Z pozoru Inge Lohmark to wredna, przesiąknięta zgryzotą osóbka, jednak bez jej stylu, jej znawstwa kręgowców i bezkręgowców, ssaków płazów, gadów, nie byłoby w tej opowieści tego CZEGOŚ, co powoduje, że książka fascynuje, że stała się dla mnie swoistym odkryciem.

Uświadomiłem sobie kolejny raz, że wciąż się uczę i nadal (z trudem, ale jednak) oddycham.


Inge Lohmark jest jak pająk, jej sieć uwag, spostrzeżeń buduje narrację, a z drugiej strony Inge Lohmark bywa ofiarą pułapki zastawionej przez pajęczaka, wpada w sytuacje bez wyjścia, przez co staje się bezbronna, bardziej ludzka, podobna do swoich uczniów, których traktuje z góry, ale gdyby nie oni, czymże byłoby życie?

Córka nauczycielki na drugim końcu świata, mąż hodujący strusie, groteskowe grono pedagogiczne, puste ulice i poranny gość; młody nietoperz, który odwiedza ją w sypialni, którego łapie do słoika, by zwrócić mu wolność, pewnego rodzaju niezależność, czyli stany świadomości, za którymi tęskni. Tylko że starych drzew się nie przesadza, więc co ma ze sobą zrobić, jak żyć w świecie, który każdego dnia się kurczy, zmniejsza?

Ostre kontury i wyraźne barwy” to nie tylko zarys lasu, nie tylko kalka szkoły. To wspomnienia, które dopadają nie tylko nauczycielkę. To przypadłość wszystkich organizmów, nawet wówczas, gdy obumierają. Wystarczy (tylko i aż) właściwe światło. W jego refleksach łatwiej dostrzec rzeczy ważniejsze, odrzucić „stację końcową” Pomorze Przednie. Siedlisko z przydziału. I ten podzielony pokój nauczycielski: „Ostały się tylko dwa stoły. Tu nauki ścisłe, tam humanistyczne. Tu fakty, tam fikcja. Tu rzeczywistość, tam interpretacja”.
Oraz: „Z wierzchu miłość i zgoda, w środku chaos i trzoda. Sprzeczności się nie wykluczają. Tyle że nic z niczego nie wynika”. Czyżby​ To tylko hasła, slogany, wolne myśli, a potem przychodzi dzień, kolejna pora roku, ferie i okazuje się, że każdy z elementów się do siebie lepi, że strzępy opowieści przyciągają się do siebie. Bo przecież: „Możesz uciąć zwierzęciu ogon, lecz nie urodzi mu się od tego potomstwo bez ogona. Eksperymentowanie wymaga czasu. Wyciąganie wniosków również. Wszystko wymaga czasu”. Zwłaszcza życie i śmierć, zwłaszcza to, co jest pomiędzy.

Szyja żyrafy” ma swój dopisek. Na froncie czytamy, że to Bildungsroman, czyli powieść edukacyjna. Jednak śmiem twierdzić, że nie chodzi tu wyłącznie o biologię. Na pewno chodzi o swoistą perforację gatunku literackiego, z przypowieści o relacjach człowiek — zwierzę, wyłazi na wierzch prawda ogólna, stara jak świat: uzupełniamy się, dopełniamy. Młodzi, dojrzali, starzy. Żywi i umarli.
Judith Schalansky stara się dowieść, że niby szczegóły mają znaczenie, ale ten truizm przykrywa inna prawda; pewne rzeczy są niezmienne, są powtarzalne, tylko widownia się wymienia, podmienia, zmienia i zamienia. Bo przecież: „Gdyby nie skamieniałości, nie wiedzielibyśmy nic na temat dawnego życia”. I co z „teorią bez liczb, wzorów i eksperymentów”? A przecież: „formy przejściowe są świadkami koronnymi ewolucji”. Tak, ale w szerszym spojrzeniu, a przecież na kartach tej powieści też dochodzi do ciągłych ewolucyjnych zmian i biologia wówczas odchodzi (jakby) na bok. Frazami zarządza duch, myśli uporządkowane w podręcznikach i puszczone samopas niemal na każdej lekcji, każdego poranka i przyglądaniu się drzewom, wtedy, gdy kwitną, gdy opadają z nich liście, gdy wreszcie są ścinane lub próchnieją w zapomnieniu, w wiecznej pamięci robactwa.

Można by się zgodzić, że bohaterowie książki to „reprezentanci z przypadku, rzecznicy swojego gatunku”, ale talent i wiedza Judith Schalansky dają nam szerszy pogląd i ogląd. Cofają nas do szkolnej ławy, ale też zmuszają do baczniejszego obserwowania siebie i innych, i tego, co za oknem. Zmuszają nas do spacerów rzeczywistych i transcendentalnych. Podróż okraszona grafikami. Te niepozorne kreski wracają w snach, podczas rozmów i obserwacji zmieniającego i powtarzającego się życia. Naszego i meduz, ślimaków, waleni błękitnych, drzew, chwastów pięknych, kolorowych i rabatek pielęgnowanych i zaplanowanych.
A przecież „to wszystko” to proces poszlakowy. „Postępowanie przyciąga się jednak materiał dowodowy nigdy nie będzie kompletny. Śledczy wciąż zabezpieczają koleje prastare ślady [...].

Szyja żyrafy” miało swoją niemiecką premierę w 2011, ale to nie jedyne dzieło w jej dorobku.
Pisarka urodziła się 20 września 1980 roku w Greifswaldzie. Studiowała historię sztuki na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim oraz projektowanie komunikacji wizualnej na uniwersytecie w Poczdamie. Zadebiutowała w trakcie studiów publikacją o typografii pt. Fraktur mon Amour (2006), która doczekała się wielu wyróżnień. Dwa lata później ukazała się jej pierwsza publikacja literacka Blau steht dir nicht. Jej Atlas wysp odległych (2009), w którym zebrała najbardziej odosobnione wyspy świata, został przetłumaczony na 20 języków oraz wyróżniony tytułem „Najpiękniejszej Niemieckiej Książki Roku”.
Schalansky została laureatką m.in. Nagrody im. Nicolasa Borna (2020), a jej dzieła znalazły się na liście nominowanych publikacji do Alfred-Döblin-Preis (2011), National Book Award (2021) czy International Booker Prize (2021).

popularne