Amerykański węzeł
Zawsze
przychodzi noc. Willy Vlautin. Przekład: Tomasz S. Gałązka.
Seria: Powieści . Wydawnictwo
Czarne, Wołowiec, 2022.
Zrozumieć
obcość w szarzyźnie życia…
Przekonujący
pisarz oddał nam fabułę bez udziwnień. Jednakże, jakby była
wyrwana z filmów Jima Jarmuscha. Albo jak „Śniegowe ciasteczko”
Marca Evansa. Lub jak delikatne filmy skandynawskie. Te o samotności,
a nie o morderstwach… Amerykański sen rozłożony i wyłożony.
Koniec bajania, życie pełne sprzeczności i przeciwności.
A
z drugiej strony jakbym czytał „Legendę o samobójstwie”
Davida Vanna. A może w tej narracji jest też
obecny Günter Grass.
Dlaczego? Bo ta opowieść to „komunikaty o wegetacji”, a w
„takie klocki” Grass naprawdę jest dobry,
Dalej!
To jest dużo lepsza wersja „Buszującego w zbożu”.
Niepodważalność codzienności. Willy Vlautin opisuje
kilkanaście godzin z życia Lynette. A jednak stawia ją przed
wyborem nowego, samotnego „występowania”.
Lynette musi
pokonać samą siebie!
Trzydziestoletnia Lynette ledwie
wiąże koniec z końcem. I co? Depresja, prostytucja, rozchwiana
emocjonalnie (także) matka, brat – dziecko uwięzione w ciele
dorosłego. Próby samobójcze, molestowanie...
To
nie koniec. Wiwisekcja kilkunastu lat w kilkanaście godzin,
Marzenia
o własnym domu. Kilka etatów na zmianę, wymianę, odmianę.
Gotówka, kredyty, biżuteria, kokaina i samochody, które wiozą
naszą bohaterkę, niczym z filmu „Thelma i
Louise”.
W
tej opowieści dzieje się tak wiele, że można by posądzić autora
o napisanie kryminału. Nic z tego!
„Zawsze
przychodzi noc” to dobra fabuła o amerykańskim śnie. Złudzenia
walczą z prozą życia.
Niesamowite
jest to, że Willy Vlautin tak
bardzo lubi Lynette, że każdy jej czyn tłumaczy i rozkłada
na czynniki pierwsze.
Nie
tworzy światów równoległych. Opowiada historię prostą, a jakże
skomplikowaną.
Jeśli Lynette popełni
występek, to natychmiast dowiadujemy się, że „nie miała
wyjścia”.
Tomasz
S. Gałązka tłumaczy tekst tak skrupulatnie, jak jest
napisany.
Każdy
przedmiot, ogólny plan barów i ulic. Zabawki, kubki, popielniczki,
stare wykładziny, kubek z mekiem czekoladowym
lub ginem, podrapane ściany i plecy…
Szczegóły
stanowią o sile tej prozy. O jej wiarygodności.
Faceci
jak to oni... Raczej bywają źli. Ale w
tej powieści akcenty są rozłożone inaczej. Są i ci dobrzy, ale
we właściwym momencie odeszli… Przestraszeni.
Bo
dziadek, bo chłopak Lynette. Ci źli to na pewno: ojciec,
partner matki, „opiekun” dziewczyny, klient kobiety. Jest jeszcze
kilku.
Willy Vlautin,
amerykański pisarz i muzyk. Przez lata był liderem, gitarzystą i
tekściarzem zespołu Richmond Fountain, aktualnie gra w
The Delines.
Wykładowca
na Uniwersytecie Pacific w Forest Gove.
Wydał czternaście albumów muzycznych i sześć powieści.
Trzykrotny laureat nagrody literackiej stanu Oregon, a także Nagrody
Nevada Silver Pen.
Znalazł
się również w finale Nagrody PEN Clubu i Fundacji im. Williama
Faulknera oraz Międzynarodowej Dublińskiej Nagrody Literackiej.
Dwie z jego powieści doczekały się ekranizacji. Mieszka w
Portland.
„Jak
to często bywa, miłość i pasję łatwo wyznawać, trudniej
przekuć w rzeczywistość”. Tak, to zdanie świetnie pasuje to tej
epiki. Bo cóż z tego, że Lynette wypieka
świetne ciasta? Cóż z tego, że pokonała „złego ducha” i
„przestała się zabijać”? Jej pięćdziesięciosiedmioletnia
matka widzi to inaczej. Zamiast kompromisu jest ciągłe
„przeciąganie liny”. Każda ma swoje racje. A obok
niepełnosprawny intelektualnie brat. A obok sporo kłamstw, złych
ludzi i szorstkich relacji.
Ale w
epicentrum jest też miejsce na czułość, troskę, empatię.
Scena,
w której matka opiekuje się pokaleczoną córką, budzi zdumienie,
ale jest uczuciwa, przekonywająca.
Obrazy,
w których miłość siostry do brata przezwycięża przeciwności
losu, budzi podziw.
Wydawnictwo
Czarne wydało w tym roku mnóstwo książek. Większość świetnych.
„Zawsze przychodzi noc” to proza wiarygodna, dojrzała i
mądra.
Holden Caulfield z
„Buszującego w zbożu” to niedojda. Zblazowany chłopak, który
marzy, ale i pieprzy farmazony. Trzydziestoletnia Lynette też
jest zagubiona, ale postawiona „pod ścianą” zaczyna
działać.
Jest
jakby na lekach! Jest jakby na haju! Jest jakby pełna nadzieja,
wiary i ochoty na życie.
„Zawsze
przychodzi noc”, czyli:
Trzydziestoletnia Lynette ledwie
wiąże koniec z końcem. Pracuje na dwa etaty, wynajmuje zaniedbany
dom w Portland, dzieląc go ze zgorzkniałą matką i
niepełnosprawnym intelektualnie bratem. Ma za sobą depresję,
aborcję i próby samobójcze, a jedyne ukojenie przynosi jej
szklanka zimnego jägermeistera. Trudną przeszłość i
przytłaczającą teraźniejszość ma jej osłodzić spełnienie
marzenia – wykupienie domu, który zapewniłby spokój i
stabilizację jej i jej rodzinie. Ale co
zrobić, gdy wszystkie plany legły w gruzach?
Od
rozczarowania po złość, od rezygnacji po desperację.
Willy Vlautin w
swojej odważnej powieści prowadzi nas przez czterdzieści osiem
godzin z życia Lynette, która zrobi wszystko, by spełnić
swoje pragnienia. I wbrew słowom matki, przekonującej, że
niektórzy przychodzą na świat po to, żeby utonąć, przekracza
własne granice, by utrzymać się na powierzchni. W tej poruszającej
opowieści o biedzie, ludzkiej chciwości i rozpaczy razem z
bohaterką spoglądamy za siebie w lęku przed wewnętrznym mrokiem,
mając nadzieję, że tym razem noc jednak nie
nadejdzie.
Odwiedziłem
w sieci szereg stron, które przekierowały mnie do opisów innych
książek autora „Zawsze przychodzi noc”. I jet we mnie ochota,
jest pragnienie, by Wydawnictwo Czarne wydało także inne fabuły
tego autora.
Na
jego stronie „Zawsze przychodzi noc” reklamuje tak:
„Nie
pamiętam, kiedy ostatnio martwiłam się o jakąś fikcyjną postać
tak, jak o Lynette ze
wspaniałej, pełnej emocji nowej powieści
Willy'ego Vlautina »Zawsze
nadchodzi noc«. Szybko nie zapomnisz ani o niej, ani o napiętym
świecie ona tak odważnie nawiguje.
(Richarda
Russo)
„Ten
szorstki przewracacz stron śpiewa perfekcyjną prozą, a
desperacja Lynette jest
wyczuwalna. Vlautin osiągnął
genialną syntezę Raymonda Carvera i
Jima Thompsona.
(Tygodnik
Wydawców)
„Vlautin napisał
uduchowiony thriller dla epoki
bezdusznej gentryfikacji”.
(Recenzja Kirkusa)
Ponadto
sam pisarz nadpisuje epikę, pisząc o sobie w trzeciej osobie.
Otóż:
„W
swojej szóstej powieści, The Night Always Comes, Vlautin bada
ideę amerykańskiego snu oraz wpływ gentryfikacji, chciwości
i oportunizmu na życie zwykłych robotników. Ta paląca opowieść
w stylu noir podąża za młodą kobietą, Lynette, przez dwa
dni i noce, gdy stara się zabezpieczyć pieniądze potrzebne na
zakup domu, który wynajmuje wraz z matką i niepełnosprawnym
rozwojowo bratem”.
Koniec
reklamy. Czytajcie „Zawsze przychodzi noc”.
Ja pochłonąłem książkę
w jeden wieczór. A potem nastał „amerykański
sen".
8,5/10