Księga przysłów


Dysharmonie - Joanna Wicherkiewicz, 88 stron. (Wydawnictwo ANAGRAM, Warszawa 2018) 

Gdy dostaję książkę z dedykacją, to nie czuję się komfortowo. Bywa, że już w blokach jestem spalony. Bo tych kilka słów "wstępu" - Autorka, Autor - napisali do mnie, dla mnie. Ale byli świadomi, że moje czytanie kończy się zazwyczaj recenzją. Nie zawsze publikowaną, ale w dziewięciu na dziesięć przypadków mój tekst ląduje w przestrzeni publicznej. Mój dyskomfort nie może czynić mnie spolegliwym, bo wówczas zajmowanie się krytyką literacką po prostu stałoby się zajęciem tylko hobbystycznym. 

Przyznam - pomimo dedykacji spisanej 15 lipca tego roku - że zachwycony tomikiem "dysharmonie" nie jestem. Autorka znana mi tylko wirtualnie sprawiła, że czytając urywki jej wierszy w sieci, czułem się spragniony. A teraz, gdy jestem już po lekturze całości,  odczuwam absmak kolorem i gęstością "tej wody".
Ale po kolei. 

W 1987 roku nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego ukazała się powieść Joan Didion w przekładzie Miry Michałowskiej. Tytuł oryginału brzmi "Run River", tłumaczka zaproponowała "Rzekobieg". Już od początku wnoszę, że przekład nie jest zwykłą kopią lecz kreatywnym dziełem tłumaczki. Piszę o tym dlatego, że poetka Joanna Wicherkiewicz garściami czerpie z powiedzeń, przysłów i porzekadeł i niczym wytrawna translatorka dokonuje ich poetyckiego przekładu. I tak powstają wiersze, które zachwycają, ale także przy których nic z czytelnikiem dobrego się nie dzieje; pojawia się rozczarowanie. 

"podobno chodzą własnym ścieżkami
jednak mijamy siebie 
pomiędzy początkiem a końcem krzywej
od czarnych  uciekam czarne 
przynoszą czarną przyszłość 
sześć żyć i cień 
w zielonych oczach" 
(O kotach, strona 78 - Joanna Wicherkiewicz 

Ten cytat, ten wiersz powyżej to - w mojej ocenie - przykład złego wierszowania. Zakładam, że wyrwane z kontekstu frazy, łatwo zdobędą publikę. Ale kto przeczyta wiersz w całości musi czuć się zawiedziony. Taka poezja jest właściwym przykładam do dyskusji, która mogłaby nosić tytuł: "Poezja to gra czy gramatyka?". Bawię się słowotwórczo, a problem jest taki, że wiersz o kotach nie mówi niczego więcej czego byśmy wcześniej nie wiedzieli. Jest grą słowami, gramatycznie poprawną. Ale gdzie jest gra właściwa, gramatyka poetycka? Gdzie jest opowieść, gdzie tajemnica? 
W tomie "dysharmonie" podobnych krótkich kalamburów jest więcej. Znane przysłowie okraszone odautorskim patrzeniem na świat. Mnie to nie przekonuje. Chyba, że przysłowie było tylko pretekstem i w ogóle nie trafia wprost do widza - czytelnika. Nie ma cytatów, jest nowe stworzenie. Kwilące i dające setki możliwości interpretacji. Wtedy dzieją się cuda, jak np. w krótkim wierszu bez tytułu ze strony 18:

"układam swoje życie 
uśmiechy i szczęścia 
czasami wpada bóg 
rozwala konstrukcję 
tak dla celu 
istnienia"

Mnie to przekonuje. Ja to kupuję. I formie osobnej - jako mem -, i w formie pełnej - na stronach "dysharmonii". 

Wróćmy jeszcze do "Rzekobiegu". Amerykańska pisarka na przykładzie rozpadu dwudziestoletniego małżeństwa Lily i Everetta ukazuje (właśnie) dysharmonie amerykańskiego społeczeństwa. Emocjonalny upadek wartości, osobistą dezintegrację kobiety i mężczyzny. I to tło - poza stroną słowotwórczą - odnajduję w poezji Joanny Wicherkiewicz . Oczywiście nie ma w jej tomiku odniesień do życia za oceanem, ale podobnie jak Joan Didion, poetka jest konkretna w przekazie. 

Skoro przysłowia, skoro porzekadła, to pozwolę sobie na jeszcze jeden cytat. 
"KRÓL EDWARD ABDYKUJE! KSIĄŻĘ YORKU ZOSTANIE KRÓLEM." To zdanie zaczerpnięte z powieści. Nie wiem jak tekst brzmiał w oryginale, ale zdecydowanie widzę i czytam, że wespół z tłumaczką Mirą Michałowską, panie też bawią się znanymi frazami. Jak nic stoi tu napisane: "Umarł król, niech żyje król". I trzymając w ręku taki slogan, a w sobie moc tworzenia, można stworzyć wiersz piękny i wielowarstwowy. Arcydzieło. Tak zrobiła Ewa Lipska w wierszu "Egzamin". 
Przysłowie było tylko punktem wyjścia, a jej utwór umożliwia nam nowe interpretacje. Zaraz wiersz zacytuję (poniżej), ale piszę o tym dlatego, że Joannie Wicherkiewicz  zabrakło cierpliwości i skupienia, by takie wiersze (s)tworzyć. Wolała iść na skróty, wplatając utarte bon-moty dosłownie do swojej poezji. Szkoda. 
Jest jednak w tej poezji coś wzruszającego, odmiennego od moich porównań i odniesień. To wiersze, gdzie podmiotem lirycznym jest "Babcia". Trzymając się internetowego języka, wypadałoby bym napisał: "Babcia rządzi", ale napiszę coś więcej: - Babcia ratuje ten tomik. 
A teraz przemówi Ewa Lipska. 

Egzamin konkursowy na króla 
wypadł doskonale. 

Zgłosiła się pewna ilość królów 
i jeden kandydat na króla. 

Królem wybrano pewnego króla 
który miał zostać królem. 

Otrzymał dodatkowe punkty za pochodzenie 
spartańskie wychowanie 
i za uśmiech 
ujmujący wszystkich za szyję. 

Z historii odpowiadał 
ze świetnym wyczuciem milczenia. 

Obowiązkowy język 
okazał się jego własnym. 

Gdy mówił o sprawach sztuki 
chwycił komisję za serce. 

Jednego z członków komisji 
chwycił odrobinę za mocno. 

Tak 
to na pewno był król. 

Przewodniczący komisji 
pobiegł po naród 
aby móc uroczyście 
wręczyć go królowi. 

Naród 
oprawiony był 

skórę.


Nota: 6,5/10 

Zdjęcie mojego autorstwa >>Jarek Holden G. 

popularne