Autor! Autor!


Tłumacz między innymi. Szkice o przekładach, językach i literaturze - Jerzy Jarniewicz, 408 stron/ seria: Sztuka Czytania (Ossolineum, 2018).

Zacznę od akapitów żywcem zaczerpniętych z książki Jerzego Jarniewicza:

       "Może za tą ciszą kryje się przekonanie, że przekładowi literackiemu z definicji brakuje możliwości, żeby stać się kiedykolwiek interesującym punktem wyjścia do krytycznoliterackiej reinterpretacji. 
       Zła by to była wiadomość dla wszystkich zainteresowanych problematyką przekładu, gdyby się okazało, że kolejni tłumacze występują ze swoimi przekładami nie po to, by ich translatorskie propozycje rzuciły nowe światło na doskonale znaną powieść, ale z powodu rynkowych kalkulacji wydawców, którym bardziej opłaca się zamówić nowy przekład niż wznowić stary."

Te słowa padają (gdzieś) w połowie książki "Tłumacz między innymi" i akurat wtedy dotyczą "Jądra ciemności" Conrada. Wyjaśniam szczegóły dla przyzwoitości, ale ta myśl zawarta w tych słowach (powyżej) towarzyszy całej opowieści Jarniewicza. Opowieści wobec, której jestem onieśmielony. Czuję się wręcz jak uczniak, kiepski student drugiego roku polonistyki lub innego humanistycznego kierunku.
Nie chcę swoich refleksji - po przeczytaniu tej książki - pisać na kolanie, ale wiem jedno i  na pewno. Każdy kto zajmuje się krytyką literacką - czy to zawodowo, czy hobbystycznie - nie może pominąć/ominąć tej książki. To jakby udawać kasjera, który nie potrafi zliczyć do dziesięciu, a nad równaniem dwa plus dwa filozoficznie głowi się do północy. Książka Jarniewicza nie jest przewodnikiem, poradnikiem. Jest pociskiem w czytelnika, w wydawców, pisarzy, krytyków, tłumaczy. Pociskiem pobudzającym jak pierwsza lektura ulubionej powieści.

Nie będę ukrywał, ściemniał - by rzec ująć dosadniej - że przez lata - nie doceniałem roli tłumaczy. Za dziełem czy to Homera czy Dostojewskiego stali tylko twórcy pierwszoplanowi. Oni: Homer i Fiodor. A potem odkryłem, że zarówno jednego i drugiego czytałem w różnych przekładach i te odmienne spojrzenia polskich twórców zdecydowały o moim odbiorze tych dzieł.
Tytuł mojego tekstu to niegdysiejszy okrzyk teatralnej (zazwyczaj) widowni, która chciała nagrodzić oklaskami nie tylko aktorów, reżysera, scenarzystę i innych wielkich z ekipy, ale pragnęła podziękować autorowi wystawianej sztuki. Ja tytułem dziękczynienie składam Jerzemu Jarniewiczowi, ale przy okazji - a raczej - jednocześnie - tłumaczom Wszystkich Książek, Które Przeczytałem, a nie zostały one napisane w moim rodzimym języku, po polsku.
Reasumując; zgadzam się z Jarniewiczem. Tłumacz jest (bez żadnego wątpienia) współautorem wszystkich przekładanych książek. Tu i gdziekolwiek. Tam. Za rogiem. I za linią horyzontu. Wszędzie, gdzie homo sapiens myśli i czyta. gdzie odbiera całym sobą powieść, reportaż, poezję, opowiadanie, a nawet nekrolog.

Coraz częściej (Dzięki Bogu i Wszystkim Dobrym) Wydawcy w sposób godziwy promują tłumaczy książek, których licencje zakupują na całym globie. A także wznowienia znanych dzieł promuje się właśnie nowym tłumaczeniem. Czy lepszym - to rzecz dyskusyjna, ale ważne, że nie zawsze jest to li tylko chwyt reklamowy, lecz próba zrozumienia dzieła, które w pierwszym (starym) tłumaczeniu mogło się zatracić.
Podziwiam (zwłaszcza) praktykę wydawnictwa "Książkowe Klimaty". Po pierwsze dobór translatorów wydaje się (nigdy) nieprzypadkowy, a po drugie godna prezentacja ich pracy na kartach książek - włącznie z fotosami i biogramami - budzi mój szacunek.
Także oficyny Ossolineum czy Karakter nie zapominają o pracy współautorów książek.
Ale (ja) rozpisuję się o dbaniu o dobre imię tłumaczy, a książka Jarniewicza przecież nie tylko o tym.
Autor (znany i ceniony translator, krytyk, pisarz, juror, nauczyciel) na ponad czterystu stronach porusza blaski i cienie literatury i w szczególności przekładów. Napomina plagiatorów i skąpych wydawców. Rozpisuje się o Barańczaku, dlatego też wiele miejsca poświęca poezji, którą i (ja) cenię i szanuję.
Ale jest też o skostnieniu środowiska. O marazmie twórców, bojących się zmierzyć z klasyką. - Bo czy nie należałoby napisać nowej wersji "Pana Tadeusza" (?!)- jak zapytał ostatnio na Facebooku  Wojciech Wiercioch, nawiązując właśnie do lektury "Tłumacza między innymi".

Miałem przez ostatni tydzień różnych obowiązków pobocznych, przyziemnych. To sprawiło, że książkę Jarniewicza czytałem "na wyrywki". I dobrze się stało. I takie czytanie polecam. Szkic za szkicem. Esej po eseju. Figa po daktylach. Czyli przysmaki literackich tuzów przed wiekami. Jarniewicza czyta się wspaniale. Z Jarniewiczem nie trzeba się zgadzać, ale - on o tym wie, i nawet, gdy w swojej opowieści spiera się z adwersarzami, to robi to to interesująco, intelektualnie przyzwoicie.

Tak, to nie jest lektura, która wygra rankingi. Zapewne sprzedaż tej pozycji nie wzbogaci Ossolineum o fortunę, a jednak dostrzeżenie tej pozycji przez selekcje Nagrody Nike uważam za sukces i za dowód na to, że się mylę. A bowiem czasami zdawało mi się, że nominacje do niektórych nagród to festiwal bryków nadesłanych przez wydawców. Uff, może "źle się dzieje w państwie polskim", ale nie w każdej dziedzinie.

Nota: 10/10
Ilustracja (C) - www.gazeta.pl ("Gazeta Wyborcza")


popularne