Legenda


Nie opuszczaj mnie. Kazuo Ishiguro, 320 stron. Przełożył: Andrzej Szulc. (Wydawnictwo Albatros 2017, wydanie IV)

Niektórzy mogą mnie uznać za ignoranta, bo omawiam książkę niemal historyczną. Ale uwierzcie mi: "mam to gdzieś, dokładnie tam". 
Gdy Akademia przyznała w ubiegłym roku literackiego Nobla Kazuo Ishiguro, Wydawnictwo Albatros wznowiło osiem jego książek wydanych w Polsce. I co? Przeczytałem tylko Okruchy dnia i zdania nie zmieniłem - adaptacja filmowa wypada lepiej. 
"Nie opuszczaj mnie" też wylądowało na dużym ekranie, ale jakoś temat mnie odpychał, "jakaś obawa, że dzieje się źle", spowodowała, że filmu nie obejrzałem. Ale kiedy w ubiegłym tygodniu ugrzęzłem w szpitalu, to dopadłem "Spuściznę" Isaaca B. Singera, a potem był F. Scott Fitzgerald i jego dzieło: "Wielki Gatsby". Obie książki czytałem "pradawno". Takie czytanie nazywam następująco: "poszedłem kilka kroków w tył".
Ale na koniec zabrałem się za powieść, której tytuł wcześniej irytował mnie swoim bełkotem i sentymentalizmem, ale już po kilku stronach wiedziałem, że "będzie mi błogo". Że chce przeczytać od deski do ostatniego gwoździa.

Czy jest to książka o inności i bezradności? Nie wiem tego, a to dlatego, że moje pytanie jest zbyt ułomne i odpowiedź byłaby "nagle i po diable". W myśleniu, w czytaniu nawiązałem do "Portretu Doriana Graya" Oscara Wilde'a. Przewrotne i smutne skojarzenie... Ale zaufałem sobie i brnąłem dalej. Sylaba po sylabie futuryzmu, jakbym miał spotkać się z samym Stanisławem Lemem.

Uwiódł mnie dotyk, nie tylko stosowany przez pisarza wobec czytelnika, ale ten, który jest tak ważny dla bohaterów "Nie opuszczaj mnie". Nie ma rozdziału, w którym "dotykanie"i potrzeba bliskości nagle utraciłyby sens. Jest dziecięce szturchanie, potrącanie, które przeradza się w muskanie, ocieranie, a potem spoglądanie, oglądanie. Widzenie dotykiem całej perspektywy, aż po horyzont wnętrza każdego człowieka.
Nie mamy jednak w tym frywolności i samowolki. Jest czujność. Podczas rozmowy, spotkań i samotnych wyobrażeń. Czujność podszyta wątpliwościami. 
To tylko tło. Ważne są argumenty tej prozy. A te są zasadnicze. Argumenty świadczące jak bardzo i  zbyt często uwiera nas udawanie. Ta cała gra, której bzdurny patos, nie pozwala nam być wolnymi, prawdziwymi, na swój sposób "normalnymi". Boimy narazić się na śmieszność, że się wygłupimy. Ciągłe konwenanse w walce o trwanie i przetrwanie.

Technicznie pomysł na tę książkę jest infantylny, a wręcz głupi i dlatego tak długo mnie odstraszał, zadręczał. W mojej niewiedzy kpiłem i rżałem (infantylnie i głupio). Bo to tylko pozór. Stwór skrojony przez literackiego krawca.
Z każdą strawioną stroną upewniałem się w przekonaniu, że aby okiełznać ten pejzaż w taki, a nie inny sposób, to niebywała gratka dla czytelnika, a dla pisarza to wyzwanie z rodzaju odnalezienia Świętego Graala.  
(Zamknięty ośrodek z dziećmi klonami, które są przygotowywane to roli dawców narządów. Czy to nie brzmi odpychająco? No, brzmi. Ale cóż skoro ta proza ma w sobie coś niepowtarzalnego, coś kruchego, poruszającego do szpiku kości. Każdej piszczeli i każdego kręgu. Mistrzostwo umysłu przelane na papier.)
Relacje międzyludzkie: kompozycja przyjaźni i wrogości jest objęta klamrą słów-czynów, które przemieniają się w emocjonalne muśnięcia, a innym razem mamy do czynienia z siłowaniem na rękę.  Jest obraz starożytnej dyscypliny - zapasów: na słowa, na miny, na wewnętrzne rozterki.

Skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy? Dzieciństwo bez dzieciństwa i udawana dorosłość. Chciałoby się szukać innego rozwiązania, pójść na skróty, ale w tym wypadku nie ma alternatywy. Los został zapisany, jak wypożyczona książka na karcie bibliotecznej. Nie ma Siły Wyższej, instancji odwoławczej. Apelacja nie wchodzi w grę.
Nawet proste marzenia są jak śmieci. Półprodukt, z którego powstają tylko i aż słowa. Ale i one przemijają jak echo, bo artykułowane prośby i błagania nie znajdują swoich adresatów. Wpadają do samotnych studni i tam zostają w ciemności na zawsze.
Smutna to książka.
Piękna to literatura.
Nota: 9/10
Obok okładki Wydawnictwa Albatros - zdjęcia mojego autorstwa: Jarek Holden (C). 



popularne