Seriami buffo
Tłuczki,
Katarzyna Wiśniewska. Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2018.
9/10
Co
takiego się stało, że wracam do książki z 2018 roku? Dopasowuję
lektury do (indywidualnych) wydarzeń, do marzeń. Do tego, co się
stało, do tego, co się dzieje „tu i teraz”.
Ekshibicjonizm
pełną gębą, z otwartą wątrobą.
„Tłuczki”
to fabuła, która ma swoją legendę. Mnóstwo nominacji, kilka
nagród. Płeć rozpisana do spodu, wątek, który interesuje mnie
wciąż i nachalnie.
„Tłuczki”
– książka przeze mnie przegapiona, ale nie zignorowana. Pycha,
jak balon z czekoladą i bitą śmietaną. Wybrane smaki, pyszne
dodatki. Smacznego! Ale nie
jest TAK, że wszystko przeczytałem i stąd moje wymądrzanie
się.
„Tłuczki”,
książka miała być o miłości, a wyszła wszędobylska przemoc.
Kpiarski ton, utracone i stracone marzenia.
Po
32 latach wróciłem na Kaszuby i lektura tej prozy, jest jak „w
pysk strzelił”. Przemocowy dom;
wciąż bójki, krew z nosa i pęknięte kończyny, nowe romanse
ojca, z którym nie rozmawiałem przez 35 lat. Z drugiej strony moje
wybory i trzy nieudane małżeństwa, relacje z byłymi żonami,
dziećmi.
Sam
wybieram, co czytam, jak czytam i dlaczego? Jest jeszcze „prawo
bogów”; tajemnice, sytuacyjne stękanie i szukanie pocieszenia w
ramionach innych kobiet i mężczyzn.
Czy
to jest dziedziczne? Ta złość, ten slalom w przeszłości
ugnieciony.
Oczywiście,
że pisze znowu sporo o sobie! Dziecięca ekspiacja trwa. Czytam z
latarką pod kołdrą… Czytam, „gadając sam do
siebie”.
„Tłuczki”
– Krystyna Bratkowska od dawna słyszy, że ta książka jest mi
potrzeba. Że muszę przepracować kilka możliwości, a trafiła do
mnie dwa tygodnie temu. Za czytanie zabrałem się niemal
natychmiast.
I
co?
„Zupełne
proste »nie«, niedające się wymienić na »tak«? Pytania te
określają konieczność jakiejś ontologii przypadłości. Czy
istnieje sposób, by życie samemu sobie powiedziało „nie”.
„nie” ciągłości, „nie” wytrzymałości pamięci albo
dzieciństwa, „nie” w pięknej formie, „nie” sensownej
metamorfozie, „nie” stopniowemu schyłkowi, „nie” postępowi
samej negatywności?
Pytania
te dają się zebrać w jednym: czy istnieje jakaś modalność
możliwości, która byłaby ekskluzywnie powiązana z negacją?
Pewnego typu możliwość nieredukowalna do tego, co zdaje
nieprzekraczalnym prawem możliwości w ogóle: afirmacji?
Możliwość
zatem dokładnie, destrukcyjnej plastyczności”
(Catherine Malabou,
Ontologia przypadłości, Miniatury filozoficzne, Warszawa
2017)
Cytowanie
innych jest (często) zwykłym sposobem wypełnień tekstu. Machniesz
jeden cytat, drugi i jakoś to leci. Otóż nie! Ontologia
przypadłości to genialny tekst i w zderzeniu z tym, co i jak
czytam, wręcz muszę sięgać do tekstów innych.
Zderzenie
przypadków. „Tłuczki” są wrocławskie, ja z Wrocławia po
trzech latach wyprowadziłem się nad morze.
I
jeszcze ten hegemon. Dziad –
dziadek
Wincenty, jakże; dzierżymorda — zamordysta.
A obok, siedzący w wirtualnej chmurze, bóg. Kobiety – ofiary.
Kobiety – przerysowane z kartki, formy do ciasta…
Mężczyźni,
gdakając, zapowietrzają się słowami „uwielbiam” i
„nienawidzę”.
Mój
dziad ma i miał na imię Tadeusz, któremu wydaje się, że to on
jest ofiarą, a wiem to maleńkości, iż to pzemocowy lowelas,
używający penisa jak korkociąg, a wiele kobiet nabierało się na
ten teatr, na „życzliwy” boks.
Każdy?
Bez przesady, jednakże wielu z nas straciło kręgosłup, bo obok
był Wincenty lub Tadeusz,
Tajemniczy
bohater z rodzinnej fotografii. Tuż obok, czasami nawet na pierwszym
planie, zmanipulowane kobiety.
Instynkty
ofiary, niezgrabne wygibasy, ale – to jest najważniejsze w tej
narracji – książka językowo sprawia wrażenie eksperymentu, a
przecież użyte dialekty, pokazują, jak można opisać formy życia,
wzywając samą siebie do pisania z rozmachem. Pisarka „Tłuczkami”
debiutowała w beletrystce.
Jej
wcześniejsze teksty były o Kościele, zatem ślad boskich nakazów
pozostał.
„Tłuczki”
to fabuła wyciągnięta przeze mnie jak królik z kapelusza. I
skacze i wierzga to zwierzątko, bo książka jest po prostu świetna.
Po 2018 roku wiele osób, niczym literacka wysięgnica, zaczęło
pisać o rodzinnych sekretach. O przemocy, która nie oznacza
cielesnych razów. Oznacza rozwarstwienie. Pokazuje enigmę polskich
klanów.
Przecież
Katarzyna Wiśniewska, dzięki świetnej formie językowej, nie
pisze, jak (i gdy) Wincenty leje po mordach najbliższych. To
nie taka potyczka.
Jest
łażenie po górach, jest rozmowa o kolejnych kotlinach. A jednak
„świrowanie” Wincentego pozostawia na wszystkich ogromny ślad.
Okruchy manipulacji, trucizna tyranii. SKRAWKI MILCZĄCEJ
WIĘKSZOŚCI.
Jest
jeszcze wiele powieści, które ukazały się w ostatnich latach.
Książek zauważonych, ale przegapionych. Dlatego nadal będę
grzebał w archiwach wydawnictw, które cenię, czyli wyostrzony
wzrok Na Karakter, Na Czarne, Na PiW, Na Małe (Niszowe)
Oficyny, które nie bały się zaryzykować i wydały niezwykłe
„papierówki” i „wzburzone e-booki”.
„Tłuczki”
– książka z 2018 roku. I co z tego. Powieść po prostu wyrazista
i językowo mistrzowska!
Trochę
buffo a trochę serio!
Surowe,
a jednak niesamowicie oswojona chaosem życia
w przemocowych familiach.