PUDER ze słów


Cwaniary - Sylwia Chutnik, 240 stron. (Świat Książki, 2012)

Wiem. Tak, kurwa, wiem, że odstaję. Z nowościami jestem ostatnio na bakier. Tylko, że ja czytam wyłącznie dla siebie, a niektórzy głównie dla innych. Taka karma. 
Szukałem Czegoś Innego, Polskiego, Nieprzeczytanego, ale - by nadrobić zaległości - mówię Sprawdzam i zabieram się za pisanie Chutnikównej. 
Cholera, jakże dobrze trafiłem. Jakże w czas. W dechę i w ogóle literatura na resorach. Dusza podrapana, swędzi dotąd.

Sylwia Chutnik o tej książce mówi dosadnie w rozmowie spisanej przez Jarka Czechowicza w publikacji wydawnictwa Od Deski Do Deski "Poza Napisanym". Czytałem i wierzyłem Obojgu na słowo. Teraz wierzę także sobie. Dokonałem (powtarzam się) dobrego wyboru. 
Autorka naprowadza nas na warszawskie, literackie tatuaże, peryferia, centra, zakamarki, pokoje, balkony, salony, podziemia. Ależ jazda. Są wyraźne ślady Grzesiuka, Iwaszkiewicza (sic!), Staszewskiego, reżysera Koterskiego i... czeskiego poczucia humoru Hrabala.
Czy taka wyliczanka nie starcza Wam za recenzję? No to dodam, że dawno straciłem zaufanie do płci pięknej, ale w tej kobiecej opowieści, Kobiety Popieram, Wspieram i Staję w Ich Obronie. Słowem i mieczem. Normalnie rycerz pióra ze mnie (spokojnie, wiem, że zajeżdża z mojej strony kontrolowaną grafomanią:).
Ale po kolei.

Pisząc ten tekst słucham jazzu, bo to muzyka bliska moim trzewiom. Ale dzisiaj - wyjątkowo - powinienem zmienić repertuar. Bóg mi świadkiem: mógłbym pójść po najmniejszej linii oporu i włożyć do odtwarzacza Tatę Kazika, albo stołeczny hip-hop. Nie zmienię przyzwyczajeń duszy, ale powiem Wam, że tę książkę się łyka bez po zagrychy. Nie wiem (i nie chcę mi się sprawdzać) jaki był odbiór tej prozy po jej premierze, ale mi ta lektura zrobiła dobrze. Dodała mi wiary, że polskie pisarki są siłą naszej literatury.

Warszawa? Tam urodziła się Ania, moja córka. Tam upadłem, pomimo, że nie skoczyłem z dziewiątego piętra, gdy miałem na to ochotę. Tam kochałem, tam płakałem, piłem i tam umarła moja Matka.
Kilkanaście dni temu byłem na Jej grobie. Łzy leciały. Same. Mróz nie zamieniał ich w sople, ale ja w rękach trzymałem kamienie (zamiast zniczy) i dwie godziny mówiłem do Ziemi, do Grobu, do Niej, do Bożeny. Do Mamy. Jakiś facet, który wpadł (co dziwne o tej porze roku) na grabież podpałek, patrzył na mnie jak na wariata, zatem rzuciłem w niego tymi kamlotami. Jednym trafiłem. Spokojnie, przeżył. Kamyki, to były, nie głazy.
I ta rzeczywista scena, moja scena ożyła podczas czytania "Cwaniar". Bo i tam mamy złość, przemoc i niemoc. Mamy wiarygodną opowieść Kobiet. Jest pejzaż, który buciorami włazi nam do łba i szoruje, szura i wyciera czoło niczym byłaby to wycieraczka, spluwaczka. Klozet. Pisuar. 

Wiem, niektórzy inni też wiedzą, że mam zajoba na punkcie przeceniania pisarstwa Doroty Masłowskiej. Uwierzcie mi, to nie starczy uwiąd, ani zazdrość, to zwykły odmienny punkt widzenia. Pani Doroty (piszę tak, bo już dorosła) cenię tylko kawałki niektóre, a jest ich skąpo. A wtręt ten dlatego, że to co czyni Sylwia Chutnik - zdawałoby się, że w podobnym stylu - jest o wiele lepsze, celniejsze i świdrujące. 
Moja wina, moja wielka wina. Otóż: "Cwaniary", po "Cinkciarzu", to dopiero druga moja książka tej Autorki. Czytam około 150 książek rocznie, a dla Chutnik nie znalazłem czasu? Obiecuję, że się poprawię, że sam wyślę się do literackiego poprawczaka. Sylwio Chutnik, naprawdę potrafisz opowiadać.
Nota: 9/10

Obok okładki Wydawnictwa Świat Książki _ zdjęcie mojego autorstwa z sesji - a jakże - zrobionej w Warszawie, na Mokotowie, na Czerniakowskiej.


popularne