Co tkwi w każdym z nas?


DRACH - Szczepan Twardoch, 400 stron. (Wydawnictwo Literackie, 2014) 

Nominowaną w 2015 roku książkę Szczepana Twardocha mogłem przeczytać już dawno. I pewnie  należało tak zrobić, ale gdy czyta się często i gęsto, to wybory wcześniejsze ustępują tym teraźniejszym. 
Na blogu Książek Jarka Holdena G. znajdziecie trzy recenzje prozy Twardocha. Najpierw była (w marcu ub. roku) Morfina, potem (w kwietniu 2018 r.) Ballada o pewnej panience - zbiór opowiadań, a następnie (maj) najwyżej oceniona przeze mnie lektura - Król. Od pewnego czasu na półkach leży ostatnia książka Szczepana Twardocha - Królestwo, ale zanim się za nią zabiorę, musiałem sięgnąć właśnie po Drach. 

Deszcz na wskroś ociężałego, osłupiałego smutku, 
a ziemia na przekór; bez kierunku, 
do Umarłego. Anioł przelatuje 
nie w czasie i nie przestrzeni - 
mimo, 
naszymi oczami. 
( Mogiłka, Piotr Matywiecki)

Cytuję jednego z moich ulubionych poetów, bo ułatwia on mi sprawę. Bo czymże jest Drach? To jądro ziemi, środek-ośrodek każdego z nas, dusza, trzecie oko, suma naszych zmysłów. A może tak jak w "Królu" to kaszalot, który płynie w rytm słów pisarza? A może jednak latawiec, ulotna forma naszych pragnień o lataniu? Czymkolwiek jest, to wiem, że literacko wygrywa. Obezwładnia czytelnika i zmusza go do myślenia, do włączenia się do gry, do uważnego śledzenia familijnej opowieści bez retuszu.
Trafia do mnie głównie śląskość tej powieści. Zderzenie niemieckiego buldożera i polskiego chamstwa, które tworzy nację wyjątkową: Ślązaka. Człowieka z własnym zbiorem zasad, z odmiennym językiem i nie do końca określonym miejscem na Ziemi i pod jej powierzchnią.
Jest jeszcze coś, co już czytałem u Twardocha, czyli opis kariery i sukces zawodowy pewnego architekta. W zbiorze opowiadań - co oczywiste - miałem tylko zarys niby tej samej opowieści, w Drachu mam pełne i bardzo dobrze zrealizowane rozwinięcie. Coś co się czyta, coś co czyni tę prozę niemal wybitną.
Roczniki, daty - jak wzory kornika na próchnie, to one stanowią mapę odniesień dla całej narracji. Ciąg roczników na początku każdego rozdziału, a potem pedantyczny wręcz opis miłości, zdrad, chorób morderstw, narodzin, wzlotów i upadków. I w tej formule nie ma nudy, znużenia. Jest niezwykłe tempo, rytm. Słychać niemal muzykę każdego spisanego zdania.

Szczepan Twardoch, co by nie powiedzieć, współczesna gwiazda naszej literatury, czasami irytuje swoim publicznym zachowaniem. Niektóre jego wypowiedzi, teksty w mediach społecznościowych uznaję za, co najmniej, nieprzemyślane. Jego udział w reklamie przyjąłem z sympatią, ale odnośniki - zwłaszcza - polityczne za wybryk młokosa. Bo na Facebooku czy w innych miejscach w sieci - reaguje się tu i teraz. A książka to zbiór zaplanowanych przemyśleń i urojeń. 
To w jaki sposób opowiada Twardoch, niektórych może irytować. Piszę o tym tylko dlatego, że znam "to" grono. Ja należę do innego kółka. Nie jest towarzystwo ślepo zapatrzonych w twórczość Twardocha fanów czy grono wzajemnej adoracji, ale grono (jakbym to nazwał) racjonalistów. Ludzi, którzy, gdy czytają tak przemyślaną sagę rodzinną, którą bez wątpienia jest Drach, to wiedzą, że mają do czynienia z Autorem, który jeszcze nieraz i nie dwa może zadziwić Czytelnika, pomysłem na wyjątkowe danie literackie.
Śląski smok - Drach ma tę samą siłę jak Litani W Królu, jak morfina w Morfinie.  Ten Twardochowy chwyt opowiadania, to jakby zapożyczenie z narracji bajek, czy legend. Jest tajemniczy bohater, opis jego losów i spotykanych dziwadeł (w tym wypadku - ludzi), a w finale mamy morał. Nie zawsze oczywisty i popularny, ale z pewnością, robiący na czytelniku  - spore wrażenie.
Nota: 9/10

Zdjęcie powyżej - "Gazeta Wyborcza"


popularne