Niby stylowe życie
"Swobonde wpadanie:/ K atarzyna Pochmara – Balcer. Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2024.
Miłość
miewa bardzo różne odmiany i wmieszanie Bruna Schulza wcale nie
zaskakuje. Podobnie jak siatki pełne jabłek, biblijnego symbolu
grzechu.
Swobodne wpadanie”, może „spadanie lub
budowanie”?
Katarzyna Pochmara – Balcer opowiada o
trudnej, momentami kryminalnej, lecz przede wszystkim miłosnej
historii dwojga dorosłych ludzi. Ojca i córki. Pozostali
bohaterowie to statyści. .
On pojawia się znikąd, bo
jest pewien, że szuka go policja. Ona dokonuje reasumpcji
głosowania, kiedy ojciec był bestią, kiedy „wcale taki
zły”. Ale przede wszystkim punkty styczne tej pary to
podsumowanie, które wcale nie jest nowym otwarciem,
Jest
strzępkiem historii. Czasami zmyślonych, częściej
prawdziwych.
To, co zasługuje za uznanie to: STYL. Jestem to
napisane ze swadą i wyszukanym poczuciem humoru.
On
pojawia się „z księżyca”. Nie było go, ale tu nagle jest i
rozsiada się między krakersami, napojami, szynkami. Fleja do
kwadratu. Dziad, nie dziadek, nie ojciec.
Ona ma swój
pozornie uporządkowany świat. Dzieci, mąż, matka, byłe partnerki
ojca, Ale to pewnego rodzaju burleska. Tak, która dzieje
się „nam” w sposób źle odziedziczony. Dlatego już początek
zapowiada, że będzie się to dobrze czytało. Bo trzeba docenić
takie zdanie” „Miałam szesnaście lat. I choć szukanie
ojca zrobiłam osobistą dyscypliną sportową, znajdowanie go
wychodziło mi najlepiej jedynie w literaturze”.
Piękne,
okrągłe zdanie, a potem jet tylko sporo kantów i krzywizn.
Stylistycznych aktów strzelistych.
Nie znam poprzedniej
twórczości autorki (czas nadrobić), jednakże ten jeden tekst
pokazuje, z jakim pazurem pisarka wycina swoje ryciny. Stare książki,
niespełnione marzenia.
Jednym razem jest to kupowanie choinki
przez Skype, innym razem nadąsany ojciec, który „sto razy mówił”,
że nie lubi „liptona”.
Książce można zarzucić
balansowanie stereotypami, ale zamiast zarzutu, czynię te
opisy, rozpisy, wypisy -prawdą polskich, i cichych,
wrzaskliwych domów.
Konflikt rodziców, głośne lub wyciszane
kłótnie i ta furia, w którą wpada „staruszek”. Który mówi,
że zawsze było „z jego Oluchną” coś nie tak. Że trzeba
było zamknąć ją do psychiatryka. I ta scena est, pojawia się i
znika. Mnóstwo w tej narracji jest „między słowami”. Bo jak
zbilansować samotność dziecka, umiłowanie do kłamstw i oszustw,
hołdowanych przez rodzica? A wokół intryga kryminalna. Bo ojciec
pojawia się u „Oluchny”, by się ukryć.
Podejrzewa, że
jest poszukiwany na sanatoryjny przekręt. Prawda okazuje się nie
tylko zabawna, co groteskowa.
Filmy mają bowiem się nijak do
rzeczywistości. Zdnych zslipek i siatkowatych
podkoszulków..
Chomiczówka. Może trochę
przebój Sidney’a Polaka, a może song raperów, którzy
nie potrafią zostawić „terapeutycznych możliwości” uporania
się z dzieciństwem, pełnego niezrumienianej katatonii.
Osłupienie!
Kobieta-córka zamienia czynności codzienne w „matkowanie”.
Zamiast porozumienia mamy kolaż godny komiksu.
Obrazki z
dymkami. Spowolnione, zwolnione kadry z „całego życia”.
Miałem
trudność (osobistą) w przyswajaniu tej narracji. Bo nie mam
„kontaktu” z najstarszą z córek. I milion razy wyobrażałem
sobie, jak TAKIE spotkanie mogłoby wyglądać? Od czego byśmy
zaczęli” Od liptona? Tylko że ja nie piję herbaty. Kto
byłby stroną decydującą. Czyje byłoby na wiechu? Litania pytań,
lament gorzkich żali.
I wtedy wpadłem, że taka książka
„Jest Dla Mnie”. Otwiera nowe drzwi percepcji. I nie tylko „na”
Córkę, ale wszystkie kobiety mojego jestestwa… spotkania się.
Na
wszystkie zjedzone jabłka świata,
Osobiście mam ojcem mam
rudne relacje. Zacząłem z nim rozmawiać po 32-latach. Nie ma
(żadnej) satysfakcji, ale jest wiara, że kiedyś (będzie mi dane)
spojrzę Weronice w oczy. To wystarczy.
„Swobodne
wpadanie”, jest przewrotnym tytułem. Jest nazwą własną stanu
zastanego. I zarówno wtedy, gdy córka znajduje ojca w zimny na
cmentarzu, ale i wówczas, gdy zastanawia się (we
wspomnieniach) nad zamordowanie uprzykrzających się jej koleżanek
w szkole podstawowej.
I zakocznie. Gdy jest już po
wszystkim wnukowie, tęsknią za dziadyg, jednakże jest coś
uroczego w zażyłości dziadka między wnukami.
Nikt nie jest
zły to szpiku kości.
Szkatułkowy charakter fabuły
wprowadza tylko (i aż) pozorny bałagan w tej opowieści. Bo
pojawienie się ojca, rzekomo ściganego przez policję, otwiera nowe
rany. Jednym razem posypywane są solą na otwarte rany, innym
zupełnie lekceważone. A gdy okazuje się, że szpicle nie szukają
staruszka, wszystko (pozornie) wraca do normy, do starości, do
Przeszłości, Ale czy, aby na pewno?.
Czy „świat może już
być już taki sam”? Wydarzyło się sporo, a tak naprawdę
zadziało się niewiele. Pewnego czasu nie można „zmienić,
odmienić – cofnąć”.
W ostatni latach powstało tak
wiele książek o tzw. trudnym dzieciństwie, ale ten kontekst jest
inny. Dorośli ludzie, których nie stać na szczerość. Same
zniekształcenia. Dorośli, którzy zatracili się w rozdawaniu
-dawaniu życia, w swoich profesjach,. Nauczycielki, handlarza
kabli, wiecznie nieobecnego ojca, teścia dziadka. A obok: Matka.
Żona. Córka.
Foliowe
siatki pełne jabłek.
„Swobodne wpadanie” jest
spisane jakby „urywkowo”. Coś tu, gdzieś tam, jakoś tam, a
jednak te fragmenty składają się całość. Czy prawdą jest , że
„Oluchna” psuła lalki, wypruwała oczy pluszakom?
Całość
zapisana w stylu umęczonego człowieka, który pewnego dnia, znowu
wraca do codzienności,