Hardo
„Alfons
Historia mojego życia”, Iceberg Slim. Przełożyła
Teresa
Tyszowiecka BLASK! Wydawnictwo HA! ART, Kraków 2024.
7/10
Jeśli chcecie, żebym Wam to streścił, to — jakby powiedział Alfons — walcie się… Nic z tego. Trzeba przeczytać samemu w samotności i śmiać się do rozpuku, gdy łzy lecą po policzkach.
„ALFNOS”
to
głupia książka…
Gdy
nauczyłem się czytać, a było to 48 lat temu, to nie było zbyt
wielu zajęć, które mógłbym robić w domu. Zatem
wymyślałem planszówki, w które grałem w pojedynkę. Z
bratem grałem w piłkarzyki i statki. On miał armię żołnierzyków.
Potem zaczął sklejać statki, a ja? Ja zacząłem zbierać płyty
winylowe oraz książki. Pierwszą książkę, którą przeczytałem
była „O psie, który jeździł koleją”. Kategoria: „miła”,
potem była „Chata wuja Toma”. To głupia książka, tak samo,
jak wiersz „Rzepka” Julia Tuwima.
W
tym roku skończę 53 lata i nadal kategoryzuję książki zgodnie z
chłopięcym postanowieniem. Czyli…
„ALFNOS”
to
głupia książka…
W
finale dowiadujemy się, że zapoznany profesorek jest zwykłym
oszustem, który chce wyciągnąć od narratora historię jego życia.
A potem spisać i sprzedać. Ch.… i szuja. Ale nasz
bohater nie jest głupkiem. Wręczył żonie maszynę do pisania i
płynnie zaczął dyktować, jak stał się alfonsem, jakie miał
życie pełne wrażeń.
Mnie
to nie śmieszy, ale niech będzie, także wtedy, gdy nasz bohater
przebierał się w damskie ciuszki, by kroić frajerów.
Głupich
rzeczy jest wiele i wszystkie one można położyć obok „Alfonsa”.
Bo np. wychwalany serial „Prawa
ulicy” też jest głupi. Ciemna strona jednego miasta, fałszywe
odcienie ludzkich charakterów.
Serial
„Kroniki Times Square” (który uwielbiam) też jest głupi.
„Breaking Bad”
jest megagłupi, chociaż to jeden z moich ulubionych
seriali.
Głupich
rzeczy w sztuce jest więcej niż w prawdziwym życiu. Chyba? No,
jeśli nie, to mamy przesrane.
„Alfons”,
powieść, która „wchodzi” łatwo, szybko i przyjemnie. Ale i
tak jest głupia. Tak jak „My, dzieci z dworca ZOO”. Wolę „Efekt
Motyla” lub rozwalające system ’21 gramów” lub chore do spodu
„Amores perros”.
Alfons
nie nadaje się na książkę. Na film?! Jak najbardziej.
Jako
człek skłonny do uzależnień po „lekturze
»Alfonsa«, czy kompulsywnym oglądaniu „Breaking
Bad” natychmiast
szukałbym dealera i najlepiej, by towar przywiózł mi właśnie TEN
„Taksówkarz”, Robert
De Niro
.
Film tak doskonały, że nie można go nazwać głupim.
W„Alfonsie”
mam od ch.… efekciarstwa i popisów i… moralnych
rozpadów.
Dlatego
Iceberg Slim, skoro był w bardzo dawnych, amerykańskich
czasach alfonsem, co się zowie, nie powinien szukać ghostwritera,
tylko zdolnego młodego reżysera.
Ja
stawiam na cztery nazwiska: Alejandro González Iñárritu,
Quentin Tarantino, Woody Allen i James Wan (no może jeszcze
Pedro
Almodóvar)
Rozumiem
i wiem, że gdy mówimy, piszemy, kręcimy o prostytucji, to kobiety
będą (i są} traktowane przedmiotowo. Jednak w „Alfonsie”
jest przegięcie pały do kwadratu. Jakieś chwilowe rozterki
głównego bohatera to blaga. Nawet „na emeryturze” o kobietach
myśli jako towarze.
Nie
śledzę namiętnie nagłówków z Onetu, Wirtualnej Polski,
Interii. Ale pewien
tytuł
skopiowałem do folderu „Głupie i Głupsze”. Otóż w 2021 roku
przeczytałem „Zabójca Andrzeja Zauchy udzielił
wywiadu w „Pytaniu
na śniadanie". Pracuje w TVP!”. Dla mnie mógłby tam
pracować Judasz z Piłatem, a radą nadzorczą mógłby kierować
Gerard Damiano, twórca „Głębokiego gardła”.
Wychodzi
na to, iż jestem purystą, rasistą, moherem i nie znam się na
sztuce?! Możliwe, tylko tak się składa, że ja w sztuce dopuszczam
wszytko, nawet publiczne obieranie ziemniaków, a jednak mam żal do
polskiego wydawcy o brak porządnego wprowadzenia. Dla porządku. Dla
przyzwoitości (literackiej). Dla zdrowego rozsądku.
Alfons
z trzydziestoletnim stażem, ojciec dwojga „łobuziaków”, mąż
Catherine przechodzi na zasłużoną rentę (emerytem nie jest, bo
chętnie nadal podziałby w branży) mówi nam jak się szprycować,
jak pobić kobietę – jedną, drugą, pięćdziesiątą. Skutki
uboczne wykonywanego fachu.
Głupie
TO! Obrzydliwe.
Oczywiście
wydawca zadbał, by fabuła toczyła się jak legenda, bajka, w
której czterdziestka rozbójników walczy o łupy.
Szanuję
Ha! art i
chylę czoła, bo gdy spoglądam na portfolio wydawnictwa, to
znajduję rzeczy jeszcze głupsze, a w przekazie literackim –
doskonałe. Np. „Tego pokoju nie da się
zjeść”, Nicol Hochholczerová.
Tłumaczenie Rafał Bukowicz.
I
to też jest głupie! A literacko (co najmniej) świetne! A jakim
filmem jest „Trainspotting”? Głuuuupim! Reeeewelacyjnym!
Walka
dobra ze złem, odwieczny temat twórców sztuki i dwulicowych
recenzentów. Jedno wypisują, inaczej (okropniej żyją). Bo nawet
„Pieta” wzbudzająca fale łez pokazuje śmierć; a ona
zamyślona, a on jakby śpiący. Dokładanie jak w „Alfonsie”
– „zastanawiam
się co dalej, jak dalej, może spróbuję inaczej". Obłuda i
nikczemność. A kobiety takie
smutne...
„Alfons”
jest przegadany (literacko). „Alfons” jako bohater to
kawał małego ch.…
„Alfons”
to jednakże potulny baranek. Inni walczą nieczysto, on gra fair.
Bzdury! Iceberg Slim. Właściwie Robert Beck, urodzony w roku
1918 w Chicago, zmarł w roku 1992 w Culver City
w Kalifornii i przez większość życia miał w dupie nakazy,
przekazy, prawo.
Od
zawsze chciał być Kimś, gwiazda mediów, ojcem chrzestnych
„swoich:”
kobiet,
a pracowało dla niego ponad 400 kobiet. Opowieść
„Alfons” Slima ukazała
się w roku 1967, stając się wydawniczym wydarzeniem.
I
to jest głupie, i to jest chore!
Gdyby
lektura trafiła tylko do studentów (najlepiej medycyny i prawa)?
Gdyby trafiła do szkółek niedzielnych, tak licznych w Stanach?
Gdyby zajęli się nią przyszli policjanci?!
Nie!
Dzięki
Bogu przeczytałem „Alfonsa”, aby kolejny raz zrozumieć, jak
zwodnicze bywa zło.
Ortodoks
ze mnie i tyle, a niejaki Veerus nagrał
płytę zatytułowaną Iceberg Slim. (posłuchałem; doceniam,
ale kompletnie nie mój styl).
A
przecież nasz antybohater się „nawrócił”. Ścigany, opętany
przez poczucie winy, pewnego dnia (dlaczego – dowiecie się w
książce) stał się Aniołem Archaniołem. Pstryk i mamy światło.
Wychodzimy z ciemności. Opuszczamy mrok.
Wywieszam
białą flagę, zwłaszcza że jako czytelnik dopingowałem,
wspierałem „naszego”
alfonsa.
Każde jego potknięcie bolało jako ukłucie nagrzaną igłą.
Więzienny tatuaż.
Mogę
mieć gdzieś „Alfonsa”, ale dobrze, że Wydawnictwo ha! art nie
obawia się mojego moherowego beretu.