Kręta droga
„Długa
droga do domu” - Wasil Bykau,
Tłumaczenie: Joanna Bernatowicz KEW. Wrocław -
Wojnowice 2023
10/10
Sprawa
jest wielka. Autobiografia o się zowie. Mieć „Długą drogę do
domu” to wielka sprawa. To książka, do której można sięgać
przez lata
Interpretować
wydarzenia z życia pisarza i biorczynie brać, czerpać, poznawać i
rozpoznawać. To wielka książka, taka, która momentami brzmi
strasznie, ale autor wciąż „żartuje”.
Kodeks
etyki Bykau jest
czymś wyjątkowym. Bo opisując Moskwę czy Grodno, czujemy się
uczestnikami wydarzeń. - Jak to się stało, że nie znając
współpartnerów literackich, tak bardzo czujemy
„puls Bykau”?!
Będę
pisał Krótko, bo w trakcie czytania pojawiają się pytania: Milion
widoków i powidoków. Książka zadrukowana maczkiem. Ponad 400
stron, a ja tego autora czytam na wyrywki. Dzisiaj i wiele lat temu.
„Jadę do Hawany” i ciekawe „co wymyślili Ruscy z
Niemcami”.
Przepraszająca
erudycja i „choć bez nadziei, a jednak wierzyć” – to
słowa Łesi Ukrainki.
I
tak się kończy Ta Książka. A wcześniej? Wcześniej jest opowieść
życia. Połowy, a może większości „bohaterów” tej fabuły
nawet nie kojarzę, to czyta się to zachłannie.
Ale gdy
autor pisze o lokalnej gazecie, to nie można cierpieć na amnezję.
Bo np. w Grodnie w pracowni mieścił się redakcja
„Hrodzienskaja praudę”.
Urywki,
Wyrywki. Sytuacja. Tak! Książka mogła nosić tytuł (po prostu)
Droga. Bo „do domu” staje się pewnego rodzaju oszustwem,
rozczarowaniem. A „droga” to lekcje, to poznawanie innych i
samego siebie.
Ale też
picie wódki bez umiaru, gdy autor wraca do Uszacza…
i „problemów
nagromadziło się co niemiara, w każdym kołchozie, każdej
miejscowości […]
W
tej chaotycznej i krótkiej, emocjonalnej „recenzji” muszę
docenić pracę tłumaczki. Joanna Bernatowicz wykonała katorżniczą
pracę. Liczę, że jej praca zostanie doceniona np. w
„Gdyni”.
Opisy
przyrody (tak zaczyna się książka), a potem wiwisekcja i nawet
„kręgi piekieł” Wyznaję: Wasil Bykau to
białoruski autor, który najczęściej gościł w moim domu, a kiedy
byłem na Białorusi (chyba z osiem razy), to wszystkich napotkanych
pytałem o Bykau. Reakcje bywały różne, ale o facecie, który
wiele lat spędził na emigracji, wiedział niemal
każdy. Wasil Bykau zmarł
w 2003 roku
Wiem,
że dla wielu to szokujące porównanie, ale dzienniki
Andrzejewskiego są „istotnie” podobne.
„Z
dnia na dzień”.
NKWD
i KGB w tekstach publikowanych w latach siedemdziesiątych to były
inne światy. Nie mogły i nie padały w tekstach, chociaż często
gościły w tekstach Bykau.
Wasil Bykau to
autor, którego znałem, poznałem wiele lat temu. W tekście „od
tłumaczki” podają tytuły, które czytałem, bo „paradoksalnie
książki Bykaua są
dostępne w Polsce prawie na wyciągnięcie ręki – w każdej
bibliotece publicznej i antykwariatach”. W moich
zbiorach Wasil Bykau leży
w tłumaczeniu Wiktora Woroszylskiego.
Pamiętam
moją wizytę w Mińsku z 2005 roku. Pijany w sztok wyszedłszy na
ulicę, wołałem: Wasil, chodź, pogadamy!
I
w pijackim widzie widziałem pisarza i jego świtę Nikt nie chciał
ze mną „pogadać”; moi prawdziwi białoruscy towarzysze
uratowali mnie przed spotkanie z milicją, ale ja nadal wołałem:
- Wasil, chodź, pogadamy!
Zasnąłem
i Wasil Bykau pojawił
się, przyszedł. Był ubrany w prochowiec – ten są o na stronie
229; stoi tam na Górze Zamkowej w Grodnie. Bykau opowiadał
o Kodeksie moralnym budowniczego komunizmu, a potem wraz z
pułkownikiem bezpieki o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej Pijacki sen
jest anegdotą i autor (co jest niesamowite) nawet najtrudniejsze
zamienia w dykteryjkę.
Nie
ukrywam, że jestem rozżalony. Wydawnictwo KEW wydało
też: „Gdy witają się dusze. Poezja i proza
– Ryhor Baradulin, Wasil Bykau”
oraz
niesamowity zestaw: Biblioteka białoruska – zestaw dziewięciu
książek. Mieć Te Książki Do czytania to byłoby
COŚ.
***
„Długa
droga do domu”, autobiografia najważniejszego białoruskiego
pisarza XX wieku, na początku słodko smakuje gruszkami z wiejskiego
sadu pod Witebskiem. Sielanka szybko ustępuje miejsca kataklizmom,
które dotknęły Białoruś w ubiegłym stuleciu: kolektywizacji,
radzieckim czystkom, wyniszczającej walce z niemieckim najeźdźcą.
Dramatyczne doświadczenia wojenne położyły się cieniem na
reszcie życia pisarza, ale przyniosły mu też światową sławę.
Im późniejszych lat dotyczy opowieść, tym mniej ochoczo autor
pisze na swój temat, a tym chętniej o innych. Zawdzięczamy mu
portrety najważniejszych twórców literatury radzieckiej, wgląd za
kulisy komunistycznej cenzury uprawianej rękoma własnych kolegów,
wiedzę o rozpalającym się płomieniu białoruskiego odrodzenia
narodowego pod koniec lat osiemdziesiątych. Na przekór wszelkim
przeciwnościom losu „Długa droga do domu” przesycona jest
przekonaniem o uniwersalnym wdzięku białoruskiej kultury i jej
zasłużonym miejscu w Europie. „Długa droga do domu”,
autobiografia najważniejszego białoruskiego pisarza XX wieku, na
początku słodko smakuje gruszkami z wiejskiego sadu pod Witebskiem.
Sielanka szybko ustępuje miejsca kataklizmom, które dotknęły
Białoruś w ubiegłym stuleciu: kolektywizacji, radzieckim czystkom,
wyniszczającej walce z niemieckim najeźdźcą. Dramatyczne
doświadczenia wojenne położyły się cieniem na reszcie życia
pisarza, ale przyniosły mu też światową sławę. Im późniejszych
lat dotyczy opowieść, tym mniej ochoczo autor pisze na swój temat,
a tym chętniej o innych. Zawdzięczamy mu portrety najważniejszych
twórców literatury radzieckiej, wgląd za kulisy komunistycznej
cenzury uprawianej rękoma własnych kolegów, wiedzę o rozpalającym
się płomieniu białoruskiego odrodzenia narodowego pod koniec lat
osiemdziesiątych. Na przekór wszelkim przeciwnościom losu „Długa
droga do domu” przesycona jest przekonaniem o uniwersalnym wdzięku
białoruskiej kultury i jej zasłużonym miejscu w
Europie.
***
JOANNA
BERNATOWICZ – tłumaczka, redaktorka. Tłumaczy
z języka białoruskiego prozę, literaturę faktu,
adaptacje teatralne i eseje. Współtwórczyni portalu
Rozstaje.art. Przekłady i recenzje publikowała m.in. w
„Fabulariach”,
„Nowej Europie Wschodniej”, „Znaku”, „Dwutygodniku”.
Przetłumaczyła m.in. Ślad motyla Alaksandra Łukaszuka,
W szponach GPU Franciszka Alachnowicza.
***
Fragment
książki:
„Usiedliśmy
na stanowisku dowodzenia za pagórkiem. Ja ponury jak
chmura gradowa– ledwo
przyszedłem do „niepechowej” dywizji i proszę bardzo, znowu
pogrom. Kapitan w dobrym humorze: dostał nominację, będzie
dowodził artylerią sąsiedniego pułku. Niezły awans, mało tego –
funkcja prawie nieobciążona ryzykiem, wygrałeś życie. Wyjął
flaszkę spirytusu,wypiliśmy trochę.
Kapitan czeka na luzaka z koniem, wysłanych z nowej służby.
Wkrótce zjawia się luzak, prowadzi na wodzach pięknego wierzchowca
dla nowego dowódcy. Żegnamy się. „No, Bykau, życzę ci,
żebyś dożył do zwycięstwa”. Ty może i dożyjesz – myślę –
ale ja… Odprowadziłem go z cichą zazdrością. […] mój kapitan
dokłusował do rozwidlenia, zwolnił, chyba się zastanawiał,
którędy pojechać. Skierował konia na wprost, przez pagórek.
Ruszył żwawo, po chwili był już na pagórku, a tam miny – bach,
bach! Przyspieszył. Miny znów: bach, bach, bach! Dym i kurz
wszystko zasłoniły. Kiedy wiatr zdmuchnął obłoki, patrzę, koń
zbiegł z pagórka, wodze zwisały, a jeźdźca brak. Luzak wrócił
sam. Wieczorem ściągnęli zabitego kapitana.”