Udawanie pisania


Kurtka - Jacek Telus, audiobook. (Agencja Artystyczna MTJ-SMPB Sp. z o.o. , 2019)

Żyję w pośpiechu. Dla siebie zwalniam, dla dzieci przyspieszam, dla innych - stoję w miejscu. Pozory pozorami. Ale więcej czytam za innych i dla innych niż dla siebie. Piszę o sobie, za siebie i redaguję co się da, jak się da. Warto przeżyć jeszcze kilkanaście, co najmniej, lat. W tym pędzie, popędzie - nałożyłem słuchawki na uszy i wysłuchałem powieści Jacka Telusa, Kurtka. Bolesna to była "lektura". Nic gorszego, od czytania Jastruna, mnie nie spotkało. 
Ale po kolei. 

Nie będę precyzyjny. bo trudno być szczególarzem, gdy natrafia się na takie dziwo. Wiem i wierzę w to, że podmiotem lirycznym może być nawet pudełko od zapałek, albo kurwa lub butelka po winie, zatem dlaczego nie kurtka? Dobra rzecz jak każda, z tym, że dla zdolnego i bystrego literata. A tu bystrości ani krzty, o zdolnościach - pozwólcie - będę milczał. 
Na wstępie autor zastrzega, że pisze słabo, a może nawet i to za wiele powiedziane, ale skoro już się zabrał i zebrał w sobie, to (Drogi Czytelniku) męczmy się wspólnie, pospołu. 
Jest tajemnicza Miecia, która potem okazuje się starowinką z talentem poetyckim. Jest kurtka Mieci, zagubiona, porzucona, niewidzialna, ale - jak się okazuje - prawdziwa, ale wcale nie Mieci. Są też kurtki inne, autobiograficzne. Te ze migracji, te z emigracji i te zakupione przypadkowo. To wszystko mogłoby się trzymać kupy, ale niestety jest rozlazłe, grafomańskie i nijakie. 
Oczywiście są momenty. Każdemu się zdarzają. Każdemu się przytrafiają. Ale to za mało, by mówić o dobrze skrojonej Kurtce. 

Autor nie wie na co ma się zdecydować: - Czy na odzieżową przypowieść, czy na filozoficzne rozważania, a może ma skupić się na wspomnieniach, na dzieciństwie, dojrzewaniu, podróżowaniu? Zamiast jednoznacznych odpowiedzi mamy rozlazłe masło maślane. A szkoda. 
Wspomnienia Opoczna - to nie szafując - mogłaby być Schulzowska opowiastka. O drogach, o serze, maśle, o żurze. Kartki z pobytu w Wiedniu - mogłyby być Stasiukowym obrazkiem - ale, gdy już czytelnik czuje się zainteresowany, to główny bohater tchórzy, nie tłumacząc swojej słabości, wraca do kraju "wybranego", do mamusi i tatusia.
Jak każdy literat, muzyk, także nasz bohater próbuję popełnić samobójstwo. Ale nie jest tak komicznie jak u Bartha , ani tak dosłownie jak u Pilcha. Jest licho. Ułomnie.

Książka w pewnym momencie się kończy, a jednak znowu zaczyna. Sprawa zaginionej kurtki wyjaśniona. Ale autor przypomniał sobie, że nie opisał wojaży na Ukrainę. I ciągnie opowieść za uszy. Wymyśla kolejne nakrycie wierzchnie, byle jeszcze, byle dalej. I ta ukraińska przypowieść nie jest nudna. Nagle jak z rękawa sypią się wulgaryzmy i dyplomatyczne dykteryjki. Tylko - pytam - do jasnej cholery - gdzie był redaktor, który Ukrainę osadził by na początku, a kurtkę Mieci wyjął by z pralki na ostatniej stronie książki?

Tych kilka godzin spędzonych z tworzywem Jacka Telusa nauczyło mnie jednego: - Mają rację ci, którzy twierdzą, że obecnie każdemu wydaje się, że może zostać pisarzem.

Nota: 4/10
Obok okładki - zdjęcie mojego autorstwa - Widok z balkonu; Warszawa, Czerniakowska, 2013  (fotografia analogowa) 


popularne