Trzymam się wszystkiego i niczego
M
(małe prozy) Adrian Gleń. FORMA21. Wydawnictwo FORMA, Fundacja
Literatury imienia Henryka Berezy. Szczecin. Bezrzecze
2021.
8/10
Zatem
trzymam się opowieści!
Pamiętaj;
to nie ty wybierasz książki. One wybierają cię. Zatem „M”
Adriana Glenia i śmierć Milana Kundery połączyły się w sposób
nadprzyrodzony.
Także
mój pobyt w szpitalu jest i wpisuje się wachlarz przeczuć, odczuć,
wyczuć.
„M”
to skromna, minimalistyczna proza. Literacki dzienniczek spisywany
przez lata, okraszony przebytymi szlakami, przeczytanymi nagrobkami.
Słowa przeciekają przez place jak morski, plażowy żwir.
Bo
ulicą idzie jakiś Idiota i patrzy mi (tobie) prosto w oczy.
Stoję
skruszony w oczach Idioty.
A
gdyby zbudować nagrobek Kunderze teraz. Tutaj. Niech składka się z
poderwanych do lotu słów, spisanych przez polaczka, nie pepiczka,
nie żabojada.
Niech
będzie, niech dzieje się „Przezroczystość”.
Znośna nie-lekkość wisielca
z pieczątką na pośladkach. Jak zarzynany prosiak jak dziewczę z
„Pociągów pod specjalnym nadzorem”.
Idźmy
śladami atramentu.
W
następstwie nieporozumieniami.
Adrian
Gleń swoje pisanie składa niczym wytrawny zecer. Tylko czasy się
zmieniły, a Gleń – podobnie jak Kundera – ma moc
nieprzypadkowości.
Nagromadzenie
truizmów, bon-motów i
pół-przysłów w „M” jest spore. Ale nic
tutaj nie drażni, nic tu nie zgrzyta...zanadto.
Frazesy
i farmazony to naturalne składowe każdej książki. Esy i floresy
to nienaturalne części każdego życia.
Łączmy
to, co „poza horyzontem”.
Dzielimy
to, co na brzeg wyrzuca morze. Butelki, buciory, kadłuby, wahacze od
skrzydeł samolotów.
„Zawartość
notatnika Adriana Glenia umiejscawia się na granicy pisania i
czytania, poszukiwania i błądzenia, znajdywania i gubienia (się)
po drodze”.
Zawartość
notatnika Adriana Glenia to inscenizacja epicko-liryczna. Bardzo
pasuje jako epitafium, jako klepsydra Milana Kundery.
W
szpitalu dzieciarnia mówi do mnie po imieniu, by po chwili usłyszeć
ode mnie zjeby, bo nie wiedzą — kto to;
kim był – jest Milan Kundera.
Niektórym
rozdaję książki. Innym pojedyncze słowa. Biorę je od Glenia, z
jego „małej prozy”.
Przykłady:
-
Pisanie musi być oparte o brak.
-
Słowo do-rzeczne.
-
Nie jestem jak kamień. Ja jestem kamieniem.
-
Zobaczyłem tylko prawdziwą nicość, która przez swoje szczeliny
próbowała wessać mnie na drugą stronę.
-
Tak zacząć, aby nie było odwrotu.
-
Jakże długo nie przychodziły do mnie słowa i nie
przychodzą.
WIECZNE
DEBIUTOWANIE – czyż nie jest to jałowe?
Wciąż
to samo zdziwienie.
Dalej
już tylko: układanie się do snu.
Słowa
nie dają ciepła. Składają się linie, atramentowe
kontury.
Musiałem
wyjść i wejść – zapisać to. Miarowo fala za falą.
Upominam
się o zmartwychwstanie.
...szlaczki
jidisz wyżarła erozja.
Tu
Wam coś opowiem, jeśli się spotkamy.
To
wszystko, co przepisałem. Szersza wersja tekstu jeszcze dzisiaj na
Spotify.
Tak
już będzie (przynajmniej tak jest zamiar). Nie zawsze będę się
rozpisywał, ale często rozgadywał.
Słuchajcie
Literackiego Podcastu Jarka Holdena.
Czytajcie
mojego bloga. Odwiedzajcie profil na Patronite. Wesprzyjcie na
zrzutce (ale to nie jest warunek konieczny!!!)
Koniecznie
– bądźcie, po prostu, które brzmi jak błaganie.