Ponad życie
„Lalka
i Marks”, Maryam Madjidi.
Przełożyła Magdalena Pluta. Państwowy Instytut Wydawniczy,
Warszawa 2018.
9/10
Jeśli
prawdą jest,
że Jezus umierał trzy razy, to autorka „Lalki i Marksa”
trzykrotnie się (u)rodziła.
Zaczynam
z przygłupim patosem, a powinienem od wyznania grzechu
zaniechania.
Maryam Madjidi autobiograficzne
zmagania, opisała wspaniale, aja książki nie czytałem przez kilka
lat z dwóch powodów. Po pierwsze „paskudny” front. Portret
Marksa w perskich esach-floresach. Nie i jeszcze raz nie!
Po
drugie: - tytuł mnie zirytował.
Po
trzecie (i to o mnie fatalnie świadczy): nie miałem bladego
pojęcia, „o czym TO” jest, a i tak rzuciłem książkę w
kąt.
Ale że
jestem wyznawcą „masła maślanego”, które brzmi tak:
1.
Wszystko jest po coś (i dla kogoś).
2.
Przypadków nie ma (zwłaszcza w doborze lektur).
Kończąc
przydługą rozbiegówkę, orzekam: - Nie ma żadnego przypadku,
że powieść „Lalka i Marks” odniosła sukces.
Jest
świetnie przemyślana, doborowo rozpisana i smutek, który chwycił
się za bary z pozytywnym myśleniem, jest tutaj tak mocno dotkliwy,
odczuwalny, że gdy pomyślę, co odczuwają TERAZ niektórzy
Ukraińcy, spotykając niektórych Polaków, to dociera do mnie
uniwersalność tej osobistej fabuły.
Książka
podzielona na trzy, przez
trzy.
Na przed emigracją, potem dorastanie, dojrzewanie we Francji, by
przeskoczyć mocno i wyraźnie np. do Chin lub nad
Bosfor.
Maryam Madjidi –
Persjanka,
Francuzka, Obywatelka Świata.
Rozbestwiona,
rozwarstwiona, roztrzaskana, rozbierana do kości i ości
(samoczynnie i z udziałem bliskich
lub obcych).
Gra
o tożsamość. Różnorodność fałszerstw i półprawd. Zabawy w
dwa ognie, w szachy i teatr wyobrażonych lub prawdziwych
przyjaciółek.
Maryam Madjidi (oficjalna
nota na stronie Państwowego Instytutu Wydawniczego) ‒ urodzona w
Teheranie francuska pisarka pochodzenia irańskiego. Za książkę
Lalka i Marks uhonorowana w 2017 r. prestiżową nagrodą Goncourtów
w kategorii „Pierwsza powieść” oraz nagrodą
Ouest-France Etonnants Voyageurs.
Nagrody?
Wspaniale! Ale określenie
„francuska pisarka pochodzenia irańskiego”? Odważny ruch, bo
pisarka w książce walczy z taką „naszywką – wszywką”. Bo
jak „esperal” wydłubuje ze swoich trzewi – persko-francuskie
wlepki. Tożsamość na widelcu…
Ona
od maleńkości — gdy jej
rodzice, pełni lęku, zakopywali w irańskim ogrodzie dzieła
komunistycznych zapiewajłów – czuła się zdezorientowana. Także
wtedy, gdy zgodnie z dewizą Antona Makarenki (twórcy
„wychowania komunistycznego”), odebrano
jej lalki i inne zabawki.
A
szczegółowiej: Rządzony przez ajatollahów Iran; rodzice –
zagorzali komuniści, próbujący ćwiczyć pięcioletnią córkę w
pogardzie dla własności; wujek dzielący celę z intelektualistą,
który co rano ogląda kreskówkę, by usłyszeć podkładającą w
nim głos żonę; cmentarz, na którym ulewne deszcze odsłaniają
płytko pochowane ciała więźniów; rozstrzelany przyjaciel
rodziny, po którym oszalałej z bólu matce został plastikowy
sandał; strażnik, który na lotnisku zabiera kobiecie paszport, bo
spod chusty wysunął się jej kosmyk. Oto Iran ‒ miejsce
pierwszych narodzin, które Maryam Madjidi opuszcza
w wieku sześciu lat.
Obecnie
niemal każdy piszę o sobie, ale ta książka ma swoją metrykę i
jeszcze co ważne, jest do bólu przekonywająca i
jest pochwałą życia. Jest pisana „od” i „z” siebie,
jednakże ten indywidualizm nie jest zgubny, otwiera przed
czytelnikami, nowe drzwi percepcji.
A
inwokacja, którą Maryam Madjidi otwiera
powieść to przepiękny utwór Nazima Hikmeta.
Życie
to nie żart,
potraktuj
je serio.
Tak
bardzo serio,
byś
– na przykład – ze związanymi
rękoma,
stojąc pod ścianą,
albo
w laboratorium, w białym fartuchu
i
z wielkimi okularami na nosie,
umierał,
by żyli ludzie,
których
twarzy nawet nie widziałeś,
umierał,
wiedząc, że nie ma nic
piękniejszego,
nic
prawdziwszego
ponad
życie.
***
Maryam Madjidi pisze
spokojnie, a jednak tempo zmian i mnogość zdarzeń powodują, że
czytelnik to ROZ -DAR
-CIE współodczuwa.
Jest
kuchnia, są relacje, jest opium, blizny ukochanego, widzialna i
niewidzialna babcia.
Naprawdę
skaczemy po tych stronach, po tym życiu, a nic bardziej nas nie
interesuje jak sposób, w jaki autorka, postanowiła nam opowiedzieć
o sobie. O Iranie. O rodzinie i że połknęła język perski,
który stał
się martwy, by po latach wskrzeszony szalał razem z jego władczynią
i promotorką. Bo Maryam Madjidi promuje
perski, ale robi to najpierw dla hecy, potem dla podrywu i zgrywu, a
wreszcie, by bez pamięci zakochać się w poezji. By móc rozmawiać
o literaturze z taksówkarzem, a starego profesora na Sorbonie w mig
przekupić uśmiechem i tematem doktoratu.
***
Zatem
skoro nie ma przypadków, to właśnie teraz, gdy wokół nas tylu
„obcych”, polecam „Lalkę i Marksa”.
Ta
książka uczy empatii!