Daj mi odpocząć
Księżyc Grzybiarek, Agata Jabłońska. Wydawnictwo papierwdole, Katalog Press, Wrocław 2023
Zdjęcia: Katarzyna Norka Niedźwiecka
8/10
Podobno „fundamentalną potrzebą człowieka jest potrzeba bycia kochanym”. I jakby nie patrzeć tom Agaty Jabłońskiej właśnie jest o tym dążeniu, o tym głodzie. Ambaras tkwi w tym, że wiersze „Księżyca Grzybiarek” to psalmy, wołacze, pieśni skazane na porażkę, bo potrzeba bycia kochanym to fantasmagoria.
Książka trochę u mnie leży i oddycha własnym życiem. Ale co chwila przekładam stosy i zachwycam się znaleziskiem lub dziwię się i krzyczę: - Co to k...wa tu robi?
„Księżyc Grzybiarek” wydany w 2023 roku to „mała księga imion”, bo każdy utwór mógłby być dedykacją dla „kogoś”. Wiersz, który przywłaszczam sobie, więcej – zawłaszczam ten lament. „Weźcie ziarna słonecznika, chłopcy”. Otóż:
(…)
garści słonecznika * będziecie rzygać ze strachu, może też
was zgniatać jakaś obca siła * żyj, postanowiłam, życie to ta chwila
którą przypominasz sobie potem: to się będzie przewijać i znowu
przeżywać, to powoli w głowie jak w glebie zapuszcza korzenie
i rozsadzi podłoże słabym słodkim pędem”
Najpierw urzekła mnie symbioza słów „zgniatać – zapuszcza – rozsadzi”, ale jest jeszcze fraza „rzygać ze strachu”. I wszystko runęło, bo kończy się to (wprawdzie słabym) słodkim pędem.
Ten słodki pęd to właśnie „potrzeba bycia kochanym; tak to widzę, czuję.
Autorka przekonuje, że „Księżyc Grzybiarek to koncept antyłowiecki: październikowa pełnia nazywała się dotąd w kalendarzu Księżycem Myśliwych. nazwa uświęcała tradycję strzelania do otumanionych rykowiskiem zwierząt w jesienne noce, a mnie to gryzło tym bardziej, że mam wtedy urodziny i postanowiłam coś z tym zrobić. liczę na Was, że razem nabroimy w przestrzeni symbolicznej i ten barbarzyński obyczaj odejdzie w przeszłość razem z tamtą durną nazwą - mówi o projekcie Agata Jabłońska.
Ok, ale nie zgadzam się. Piękna, artystyczna fotografia na froncie nie ogranicza odbioru do „Księżyca Myśliwskiego”, jest zdecydowanie czymś więcej, a pola interpretacji sięgają po horyzont, niekoniecznie okraszony drzewami.
Moją ulubioną polską poetką jest Ewa Lipska. Popełniła niegdyś wiersz zatytułowany „Jeśli istnieje Bóg”. Nie postawiła pytajnika, bo ona nie zadaje pytań, Lipska jedzie z Bogiem i po Bogu na czereśnie. A wspominam o tym dlatego, że ten wiersz Ewy Lipskiej to lusterko słów używanych przez Agatę Jabłońskiej. Na przykład:
„czy zło o tej porze wychodzi na drogę
Już nie myślę o sobie, teraz myślę o niej: jak daleko
sięgają moje moce obronne, jaki mrok jest w niej po
mnie, a jaki stanie w poprzek, w którą stronę może
nie zdążyć spojrzeć i która krzywda jest gorsza, online
czy offline, czy stąd da się wydostać
umiała tak cedzić te wersy jak czarna koronka,
jak mantra w szpagacie, moje wersy niech chronią cię
zawsze”.
A wiecie, jak kończy się wiersz Ewy Lipskiej? Jest tak, jest przedziwna symbioza”
„Woły niosą słońce na rogach
Stół składany się chwieje na nogach.
Ja dostanę lekarstwo od Boga
i wyzdrowieję
zaraz po śmierci.”
Porównanie twórczości Ewy Lipskiej i Agaty Jabłońskiej jest (może) chwiejnym porównaniem, ale tak się stało, że wertując „Księżyc Grzybiarek”, nie mogłem oderwać się od przeszłych lektur i tak trafiłem na „Przechowalnie ciemności i inne wiersze”. I działo się tak przez cztery tygodnie. Dzień w dzień, noc w noc. I
„w trzeciej osobie, zostawia odciski palców
i ślady biologiczne, a na nich całą tabliczkę
mnożenia i rozstań, zostawia sygnały , drukuje
trwały szlak, wydeptuje tropy. Nie myli mapy
(, - nagle zrozumiała, że myśli o sobie)
Lipska kpi, a Jabłońska lamentuje. Niby dwa różne bieguny, a jednak atutem poetek jest śmiałe spojrzenie na tajemnice naszego żywota.
Soki wyciskane z wyrazów, obrazów, wyobrażeń i snów.
„patrz przed siebie
patrz pod nogi”
Po pierwszym odczytaniu „pojawiają się zarzuty”, że pisarka napisała książkę na tyle osobistą, że aż prywatną – dla sobie, do siebie. Ale tak jest z poezją, którą czytamy przyklejeni policzkiem do szyby autobusów i pociągów. A potem kawa, papierosowy dym i powolnie płynący czas; to wtedy dopada nas zrozumienie i porozumienie. To nie są wiersze przypadkowe, to nie jest benefis. To jest przemyślana dawka bólu z lekką domieszką nadziei.
Istvan Kemeny wydał książkę „Programy w labiryncie” (Forma, Szczecin 2017), a wspominam o tym dlatego, że ten tytuł mnie dopada właśnie wtedy, gdy „jakaś” książka mnie porusza i wzrusza. „Programy w labiryncie” mogłyby być podtytułem „Księżyca Grzybiarek”. Bo:
„Sądny dzień, wieczór
Najpierw cicho zsuwa się z drzewa,
potem odpełza”.
Krótkie dosadne haiku.
Jabłońska jest bardziej rozrzutna. Wypisuje i rozpisuje się, ale jej teksty na pewno nie są przegadane, na pewno nie są nijakie.
Skoro pisałem o podtytule, a teraz proponuję motto (z Lipskiej):
„Panie oni chcą kupić
dwadzieścia kilo wolności”.
Inaczej nie może być, skoro Agata Jabłońska napisała utwór zatytułowany:
„ostatnio z Polski nawet bielik spierdala
i dlaczego o tym piszę”
A wiersz kończy się bardzo wymownie: „masz wybór, możesz to przemilczeć”.
Jednakże „Księżyca Grzybiarek” nie można nie wziąć pod uwagę. Pominąć milczeniem tak dobrego tomu jest wyznaniem, że mamy poezję w d... , że wolimy czytać tysiące wierszy codziennie publikowanych na Facebooku. Nie ujmując niczego wirtualnym wykwitom, to wolę papier ze zdjęciami i wierszami pisanymi z wątroby.
Teksty Agaty Jabłońskiej mnie ujęły. Przez ostatnie siedem dni, tuż po zaparzeniu kawy, brałem do ręki „Księżyc Grzybiarek” i przez kilka godzin chodziłem, pełzłem, drobiłem, ślamazarnie połykałem słowo po słowie, wers po wersie, frazy dusiły, frazy radowały. Na razie odkładam „Księżyc”. Teraz czas na Was. Czytajcie kawałki duszy Agaty Jabłońskiej.