Nie/prawda
„Szczęśliwcy”, Nadifa Mohamed.
Tłumaczenie Agata Kozak. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023.
8,5/10
Wyśmienita powieść, lecz po przeczytaniu 448 stron, przeraża przewrotność
tytułu.
Osią fabuły są dwie śmierci. Bestialskie morderstwo na 41-letniej kobiecie i
zabójstwo sądowe młodego mężczyzny.
„Szczęśliwcy”
to fabuła inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. To, co działo się Cardiff
między marcem a wrześniem 1952 roku, jest jednak tylko jedną perspektywą.
Gęstość czasoprzestrzeni wciąga czytelnika niczym szalejący tajfun. Tornado
wykluczenia, rasizmu i ksenofobii.
A założenie było szczytne:
„Oskarżony nie przyznaje się do winy i zdaje się na wymiar sprawiedliwości
swojego hrabstwa, który reprezentujecie. Waszym obowiązkiem jest wysłuchać
zeznań i orzec, czy jest winny morderstwa, czy nie”.
A
stało się tak:
„Ci ludzie zbyt dużo mu zabrali.
Stracił wolność, godność, niewinność – a teraz się okazuje, że pomiatają nawet
jego imieniem […].
Zatem
czym jest szczęście? Tym momentem, gdy Mahmood Mattan poznaje
żonę, gdy przemierza morza i oceny, gdy zostaje ojcem, gdy ucieka z Somalii?
A może, szczęście jest wtedy, gdy siostra zamordowanej kobiety zostaje
uwolniona od nieruchomości, którą na początku wieku kupił ojciec, i teraz wraz
z córką zaczynają nowe życie?
„Szczęśliwcy”?
Synowie głównego bohatera, a może śledczy, niezważający na dowody, doprowadził
do skazania niewinnego?
Wybierajcie do woli, w książce jest bez liku postaci, godnych uwagi. Np. szeptucha,
matka Mattana lub
jego zmarły ojciec. A może chciwa, kłamliwa i przygłucha kobieta, która
żongluje w sądzie zeznaniami, bo liczy na finansową nagrodę?
To nie jest kryminał! To nie jest odwołanie do pisarstwa Arthura Conana
Doyle’a. To nie jest książka, którą można by postawić obok dzieł Agathy Christie.
Nie ma tutaj mowy o dochodzeniu godnym osiągnięć
Sherlocka Holmesa czy Herkulesa Poirot.
Jeśli szukać podobieństw to przychodzi mi na myśl talent i zmysł Trumana
Capote.
„Szczęśliwcy” to beletrystyka z erudycją autorki w tle, bo na wierzchu mamy
dramat w walijskim Tiger Bay, a między „TYM” perspektywy, który mogłyby uczynić
ludzi szczęśliwymi, ale na drodze zawsze stoi zły los, który należy jednak
nazwać dosadniej. Otóż: pogarda, zgryzota, zazdrość, małostkowość i KŁAMSTWO!
Wszystkie morza i oceny, językowy Babel na statkach, w pubach, sklepach, na
ulicach i nabrzeżach. Afryka, Ameryka Południowa, Australia i swoisty raj
utracony, czyli Europa w chwili, gdy królową zostaje Elżbieta II.
A w wielkim skrócie wygląda to tak: W 1952 roku ofiarą brutalnego morderstwa
pada żydowska sklepikarka. O zbrodnię zostaje oskarżony somalijski marynarz Mahmood Mattan.
Mężczyzna zachowuje spokój – może ukradł w życiu kilka zegarków, ale nie jest
mordercą, więc wierzy w sprawiedliwy wyrok. Śledztwo toczy się jednak niedbale
i w obcym języku, przybywa świadków skuszonych nagrodą pieniężną, a adwokat Mahmooda nazywa
go przed sądem „dzikusem”. Do mężczyzny zaczyna docierać, że o wyroku może
przesądzić wyłącznie kolor jego skóry.
Nadifa Mohamed
stworzyła pasjonującą powieść, lecz wykonanie to jedno, bo w głowie dudni, że
to zdarzyło się naprawdę, że rzeczywiście brytyjski wymiar sprawiedliwości
potrzebował niemal pięćdziesięciu lat, by przyznać się do błędu (do zbrodni!).
Odrzucając
ekspiację i emocje, towarzyszące książce trzeba zwrócić uwagę na pracę Agaty
Kozak. Tłumaczenie tak gęstego i bogatego języka było pracą niewyobrażalną.
(Zwróćcie uwagę na mnogość przypisów. Ich lektura jest osobnym doświadczeniem.
Jest lekcją języków, obyczajów, tradycji i religii).
Capote to jeden z autorów, który towarzyszył mi podczas lektury tej opowieści,
ale po zastanowieniu muszę wymienić Franza Kafkę i Abdulrazaka Gurnah’a.
Bo proces, nie tyle poszlakowy, ile podszyty absurdalnymi uprzedzeniami
rasowymi. Bo maligna zdarzeń i miejsc, w których polski czytelnik bywa rzadko.
(Pisanie Nadify Mohamed
można jeszcze połączyć z twórczością Fiodora Dostojewskiego i Johna Maxwella Coetzee).
Oddanie
klimatu lat 50. Ubiegłego wieku jest rozpisane na czynniki pierwsze, ale
przecież, czy nie dostrzegamy podobieństw do „tu i teraz”, gdzie uchodźcy stają
się fałszywą kartą polityków, a nie ludźmi, którym należy pomóc i pomagać.
Ponadto książka Nadify Mohamed
wcale nie ogranicza się do zapisu wydarzeń z 1952 roku, bo gdyby tak było,
mielibyśmy „zwykły” pitaval. „Szczęśliwcy” mają wielokąty i poboczne drogi.
Wędrówka dusz, cierpienie fizyczne i duchowe, z domieszką religijnej
metafizyki.
I jeszcze to:
„Z punktu widzenia socjologii, rasizm stanowi system norm i poglądów opartych
na kulturze, które niezależnie od przyjętych założeń i celów, prowadzą do
uprzywilejowania jednych grup wobec innych w społeczeństwie. W literaturze
podkreśla się dążenie grup uprzywilejowanych do zachowania status quo oraz
postawy ksenofobiczne wśród grup faworyzowanych, wynikające z poczucia
zagrożenia oraz dążenia do zachowania hierarchii w sytuacji zmian społecznych i
ekonomicznych. Dla politologów i prawników rasizm stanowi obecnie jedną z
doktryn politycznych i społecznych, która, choć nie znajduje uzasadnienia w
naukach przyrodniczych czy społecznych, zdobyła znaczącą popularność w XIX i XX
w. Ze względu na tendencje utylitarne w jej wykorzystywaniu, służyła do
uzasadnienia segregacji rasowej, systemu apartheidu, ale także jako motyw
przewodni wykorzystywany w procesie dekolonizacji i budowy niektórych ruchów
regionalnych. Z tego względu nie ma jednej, powszechnie przyjętej definicji,
poza wskazaniem o głoszeniu wyższości jednych grup społecznych nad innymi i
wynikającymi z tego postulatami społecznymi”.
(„Rasizm i ksenofobia”. Marcin Skocz, Uniwersytet Wrocławski).