Święty to ksywa
„czym się
żywi ziemia i martwi”, Martyna Pankiewicz.
Wydawnictwo Papierwdole, Wrocław 2023
9/10
Niewiele
słów. Kilka rysunków. Zapach ziemi. Przeszłość zamknięta w
wielkim słoju, woreczku.
Ziemia niczym narkotyk.
Stęchlizna, a jednak także sporo świeżości.
„czym
się żywi ziemia i martwi” - poezja, po którą należy sięgnąć,
by poczuć i zrozumieć ból.
Martyna
Pankiewicz napisała książkę nie tylko bolesną, smutną, ale
przede wszystkim skłaniającą do przejrzenia się w lustrze.
Trochę pachnie to protekcjonizmem, ale lepszych słów mi zbrakło.
Bo
pisząc o Innym, o Drugim – pisarka „gada”, wręcz krzyczy o nas
samych. Trochę
także o sobie. Ale pozostaje w cieniu.
Obserwator w czarnej kapocie.
W
tym mikroskopijnym tomie dzieją się rzeczy wielkie. Jest kilka
utworów, których nie można i nie należy zapomnieć, ale można je przywłaszczyć! Zagarnać - przygarnąć.
Zwłaszcza
w jeden wiersz należy zainwestować czas, pieniądze i
spowodować, by dusza rozdrobniła się na molekuły.
Okruszyny.
To
jest wiersz, który wpłynął na mnie, który „mnie porobił”.
Jeśli poezja ma jakiś SENS, to na pewno jest ukryta w tym utworze:
przesyt
przyjaciel
mojego dziadka
Żyd
z Warty Leon Klinowski
o
mało nie umarł po wyjściu z Auschwitz
od
kilku kanapek z pasztetową
wyjechał
do Enerefu
budować
Niemcom domy
zapytany
dlaczego odpowiedział
że było
mu wszystko jedno
Cała
książka jest przepełniona Ziemią i Smutkiem.
„czym
się żywi ziemia i martwi” – to jeden z poruszających tomów,
które przeczytałem, wydanego nakładem „Papierwdole”
Nie
podoba mi się tylko (i aż) jedno. Książka ukazała się w serii
„Po moim trupie”. Mam poczucie humoru, ale aż tak czarny mnie
przerasta, przeraża.
Jednak
zostawmy didaskalia. Muszę i chcę Was zachęcić do przeczytania i
obejrzenia książki, która —
jak
mówił Jarosław Iwaszkiewicz: „Książko, najwierniejszy
towarzyszu w podróży życia, milczący w nieszczęściu, gadatliwy
w radości, mówiący tylko wtedy, gdy się słuchać pragnie
— jesteś
jednym z najcenniejszych darów, jakie nam zesłali bogowie na nasz
smutny padół".
Albo
„TO”. Mocne, przygnębiające „to”.
niosę ziemię
pod paznokciem
ciało
z brzegu
bielico
piasku pełnio
na dnie
nieistniejącej rzeki
martwy
przyboju
klepsydro
nigdy
nie miałam bioder
Mnie
swędzi dusza. Rozpada się na kawałki papieros, którego właśnie
chciałem zapalić, ale zgniotłem, rozgniotłem, pogniotłem.
A
jednak czuję dym. A jednak parzy mnie żar w pożółkłe palce. A
jednak bibułkę filtra rozdrabniam na pojedyncze włókna.
Czytam.
Sylabizując, próbuje pojąć smutek odmieniany przez
przypadki.
***
Czytajcie,
ale PORCJAMI. Może nawet jeden utwór dziennie. Wiersze (te) muszą
dojść do krwiobiegu. Musicie poczuć, wyczuć, roz/czuć się
w tej poezji.
Do
książki autorka dołączyła ziemię. W małym strunowym woreczku.
Najpierw się dziwiłem, nawet kpiłem, ale z czasem ta ziemia stała
się dla mnie ważna, stała się właściwym dopełnieniem poezji
smutku.
Czy
ta poezja ma walory terapeutyczne? Zaiste. Tylko po co i dlaczego się
leczyć słowami dobranymi z precyzją twórcy perfum z
„Pachnidła”.
***
Cytując
(Maska Saturna – czyli o smutku w
poezjoterapii. Wiktor Czernianin , Halina Czernianin –
Uniwersytet
Wrocławski):
Psychologowie
uważają smutek na ogół za emocję negatywną i próbują go
wyodrębnić, zwłaszcza od depresji i żalu, chociaż stanowią one
zjawiska jemu pokrewne. Spostrzegają więc smutek jako emocję
doświadczaną w obliczu wydarzeń przykrych, przy czym znamienne
jest to, że traktuje się go jako reakcję na utratę lub
nieosiągnięcie celu (Lewis M., Haviland-Jones J. M., 2005, s.
762-763). Sądzą, że wydarzenie takie ma zawsze charakter utraty
czegoś, co wiąże się z zaangażowaniem ego. A więc nie tylko
utrata lub odejście osoby bliskiej, ale również utrata szacunku
dla samego siebie, pozycji społecznej, ideałów, celów życiowych.
Zatem stan emocjonalny smutku dotyczy zazwyczaj wartościującego
związku pomiędzy jednostką a obiektem intencjonalnym. W przypadku
smutku zaobserwowano też zahamowanie działania i zamknięcie się w
sobie, a więc tendencje mające pewne cechy motywacyjne, ale dość
szczególne. Stąd pogląd, że smutek powoduje skupianie się
człowieka na sobie, jest emocją „skupioną na Ja”,
a nie na „czynnikach zewnętrznych”. W tym sensie smutek, obok
lęku, jest emocją o wyraźnie egzystencjalnym charakterze (Łosiak
W., 2007, s. 56).
***
Rzecz,
którą możecie zrobić z tą książką, to zabawa w wybieranie
słów. Ja z każdego wiersza wyłowiłem jedno słowo.
Tak
powstał utwór poboczny, ale mający sens, gdy już się ogarnie
całość materii „czym się żywi ziemia i martwi”.
Przeczytajcie
(zatem) – posłuchajcie:
1.
pąki
2.
bielico
3.
rtęć
4.
ropa
5.
obrazki
6.
z piórami
7.
lalką
8.
pręga
9.
podpis
10.
skleić
11.
rolmopsów
12.
oka
13.
kości
14.
kot
15.
domy
16.
dłonie
17.
żebro
18.
kran
19.
gwiazdki
20.
liście
21.
kamień
22. trupko
23.
gałęzie
24.
blask
25.
widelce
26.
szczenię
27.
źdźbła
28. zbudowałam.
Z
tych puzzli można zbudować (vide:28) nowy wiersz, może nawet kilka utworów.
Można je też połączyć z samymi tytułami i wówczas zaczynają
się dziać rzeczy transcendentalne.
Zmysły
podstawowe zostają zmielone, przemielone, rozdrobnione.
***
Cytując
(CZY/JAK SZTUKA PRZEŻYŁA SWOJĄ ŚMIERĆ? (red.)
R. Różanowski Wrocław
2011 – Marta M. Kania)
-
ten tekst o śmierci jest TUTAJ jak najbardziej na miejscu (uwierzcie
mi na słowo, a gdy przeczytacie książkę Martyny Pankiewicz, sami
sięgniecie po niżej cytowane opracowanie).
Najciekawszym
z teoretycznego punktu widzenia, choć najtrudniejszym do
jednoznacznego uchwycenia rodzajem śmierci sztuki jest wewnętrzna
przemiana, przepoczwarzenie się lub
— transgresja. I choć tego słowa H. Bloom nie używa, wydaje się,
że najbliżej mu do sensu „śmierci poezji”, terminu przezeń
używanego. Pojęcie to kojarzy się z „pokojowym”,
postmodernistycznym i kolażowym wykorzystywaniem przeszłości. U
Blooma natomiast transgresja wiąże się z agonem, walką z
poprzednikami i wypracowanymi przez nich znaczeniami i sposobami
obrazowania. Służy oczyszczeniu pola dla własnej wyobraźni.
Zamiast przemiany i przesunięcia będzie teraz oznaczać zepchnięcie
(poprzednika z piedestału), wchłonięcie i przepracowanie (jego
stylu), po nowe, lecz twórcze wykorzystanie poezji (w rozumieniu)
prekursora. Nie będzie już rewolucji, powtórzenia ani odstawienia
do lamusa, tylko wchłonięcie i przepracowanie.
***
To
nie wszystko:
„czym
się żywi ziemia i martwi” należy czytać, bo:
-
Autorka potrafi żonglować słowami.
-
Jest bezwzględna w popisie smutku
do szpiku kości. W rozpiciu smutku.
-
Martyna Pankiewicz nie robi niczego dla poklasku. Opisuje świat
zastany, obdarty z ciała; do kości, do ości, do szpiku. Krwi
już brakuje.
To
nie wszystko:
Bo
przede wszystkim – co żadnym odkryciem nie jest – chodzi tutaj o
MINIMALIZM.
Tadeusz
Różewicz potrafił (sic!) być mistyczny, ale jego ograniczenia
były inne od tych, które stosuje Martyna Pankiewicz.
Kilka
słów buduje u niej pomniki, cokoły, nagrobki.
Jej
poezja jest limitowana. Używając kilku słów, uruchamia
tornado. Wichura
wysłuchiwana w ciszy liryki. A potem te kilka słów kaskadowo
przechodzą w epikę. Publicystyka przy użyciu skromnego
instrumentarium.
To
nie wszystko:
Gdy
zestawiam nazwiska Pankiewicz – Różewicz, to nie mogę zapomnieć
ironii tragicznej.
Naczynia
połączone, w których bulgoczę powściągliwość, posępność i
rozżalenie.
„czym
się żywi ziemia i martwi” to bardzo dobra książka. Jak
modlitewnik jak notes,
jak fiszki jesiennych liści.