Pokonani na zdjęciach
8/10
Ujmując
rzecz pryncypialnie, można napisać: „życie
społeczne, czy raczej aspołeczne”, jednakże to błąd,
błądzenie. Małgorzata Rejmer i jej „Ciężar skóry”
to poetyckie fotografie i tylko pozornie nic nie łączy
poszczególnych opowiadań (rozdziałów).
Pustka, dziecko,
udręka, śmierć to kierunkowskazy tej fabuły. Książka bolesna,
książka, która wciąga czytelnika i wyciąga z niego (ze mnie)
ostatnie soki.
Małgorzata Rejmer, laureatka
Nagrody Fundacji im. Kościelskich czy Paszportów Polityki,
przyzwyczaiła nas do dobrej formy i nietuzinkowego podejścia „do
tematu”. Nie inaczej jest i tym razem.
„Ciężar
skóry” to zestaw tekstów z pozycji dziecka lub dorosłych dzieci.
Nawet gdy (w drugiej części fabuły) wydaje się nam, że „to
dziecko” uciekło, zniknęło, to nic z tego. Dziecko w tych
opowieściach jest rozwarstwione i pokiereszowane.
Pisarka
jest doskonałą reportażystką, a ten powrót do prozatorskiego
podejścia, by opisać ból, wcale nie zamyka drzwi do reportażu. Bo
każda z opisywanych historii jest bardzo realna. Tylko ten język;
giętki i jakże poetycki, stąd w moich zapiskach odnalazłem
sformułowanie: liryczne reportaże.
Podczas czytania, niczym z
karabinu wypadały ze mnie słowa, które lepią się do tej książki.
Bo np.
fale – szkło – toń – kości – przemoc –
blizny – ślady – ciało – strach – pokonani – chmury –
śmierć.
Słów wypadło ze mnie o wiele więcej, ale
najważniejsze są powyżej, otóż: POKONANI – DZIECI – FALE –
BÓL.
To nie jest zabawa w Halloween, tutaj duchy są
realne, są niemal z krwi i kości, są ze wspomnień. Zależność
między językiem a odczuwaniem jest wyjątkowa. Każde zdanie
występuje w towarzystwie emocji. Sporych emocji, jednakże nie są
literackie „stany emocjonalne”, to o wiele bardziej złożone.
Nic
tu nie jest oderwane od życia, oderwane od śmierci.
Najmocniej
potargały mną trzy teksty: otwierający książkę „Serce
syreny”, tytułowy „Ciężar skóry” „Zła baletnica”.
„Serce
syreny” jest o zagubionym chłopcu, którego azylem jest morze, w
domu znęca się nad nim ojciec, a babka mówi, że każdy „nosi
blizny”. W tle jest kolekcjonowanie tego, co wyrzucą morskie fale
i męski świat w knajpie stryja, bliźniaczego brata mamy; ta
zginęła, zaginęła. Samotność chłopca jest widoczna i
(niestety) frapująca.
„Ciężar skóry” i „melancholijne
dziecko na balu maskowym”. To jakby powrót do „Serca syreny”,
ale to zwodnicze, bo mamy tutaj inny wachlarz słów, scen, ludzi.
Jednak znowu: przemoc.
Jest Albania, jest knajpa. Tak to się
zaczyna; od dialogu dwóch mężczyzn, a potem?
Nazwane,
schowane Światło i coraz więcej głosów, trochę ściszonych,
niewyraźnych, ale istotnych dla narracji. I uwięzione papugi…
Powidoki i ogień. Muzyka i ściana trelu.
Odkażanie alkoholem
ran, które są w środku, w duszy. Pustka i kakofonia dźwięków;
rusztowanie z kości!
Gwarantuję, że ten „obrazek” zrobi
na was spore wrażenie, bo znowu mamy plażę i kaskady wody, szmerów
ludzkich i zwierzęcych. I:
„- Nie wiesz, że na Bałkanach
musisz spojrzeć drugiej osobie w oczy, gdy wznosisz toast?”. A gdy
pije się samemu, w pojedynkę?
I „Zła baletnica”
zaczyna się od pijaństwa. Larę wyrzucono ze szkoły
baletowej za alkoholizm. Klodi nie rozumie tego i innych
spraw, np. co jest ukryte w biodrach Lary?
Może to przez
udawanie bycia motylem?
Może przez kochankę
Lary?
Nie pierwszy raz w tej książce jesteśmy w Albanii, ale
to nie jest książka o tym kraju. Ta książka jest o ludziach i
traumach, i bólu, i przemocy.
O pokonanych bohaterach, którzy
muszą „jakoś” funkcjonować.
W „Złej baletnicy” jest
o ludziach nieheteronormatywnych, ale nie skupiajmy się tylko
na tym. To nie jest główny nurt tego tekstu, tej
książki.
Literatura ustna! By wyrazić emocje
towarzyszące bohaterom, autorka namawia nas, a może wręcz zmusza,
byśmy niektóre akapity lub całe opowiadania, czytali na głos, bo
wiele z tych historii przydarzyło się i nam. Być może to
odzwierciedlenie prawdy, tak bardzo porusza, a i niejednokrotnie
wzrusza.
Stąd tyle wyzwań czytelniczych w tych
słowach:
„Kosowo. Graniczne sytuacje zamknięte w dziesięciu
zmysłowych opowieściach – o wyobcowaniu i szukaniu bliskości, o
przemocy i codziennych klęskach. O tym, jak słabi mogą poczuć się
silni, a odrzuceni – znaleźć miłość.
Ciężar skóry
to mroczne baśnie dla dorosłych, które zbaczają z torów realizmu
i pozwalają spojrzeć na współczesnego człowieka z nowej, często
zaskakującej perspektywy. Wytrącają ze strefy komfortu i zmuszają
do zastanowienia się nad kwestiami, których w rutynie codziennego
życia wolimy nie dostrzegać.
Żonglując
stylami, Rejmer kreśli panoramę współczesnych
niepokojów, frustracji i pragnień”.
I jeszcze TO: duch
„Małego Księcia” i „Muminków”. Dziwne, prawda?! A jednak!
Bo gdy drąży się pisanie Małgorzaty Rejmer, to trudno nie
przypomnieć sobie filozoficznych i socjologicznych odwołaniach w
baśniach. I cała ta konstrukcja, która raz jest oparta o
słowiańskie męczarnie, by potem przeskoczyć a Bałkany? To
nurtujące i twórczo niepokojące.
Folklorystka? Broń Boże, a
jednak dla pisarki istotne jest zaznaczanie miejsca. Czas jest
przewrotny, ale miejsca mają ogromne znaczenie i w baśniach dla
dzieci i dla dorosłych.
I ten literacki schemat, życiowe
rusztowanie: wolność – zniewolenie – ucieczka. Tak to czytałem,
tak to rozkładałem.
Inspirujący jest nie tylko (i aż)
język „Ciężaru skóry”. Respekt budzi styl, który jest
chwiejny, bo np. w tekście „Mój księżyc ma zielone oczy”
czytamy „dziennik nastolatki”, który jest napisany niezbornie.
Odnajdujemy tu gazetowe kalki, a jednak nie ma w tym nic zdrożnego,
bo pisarka dostosowuje styl do miejsca i bohaterek i bohaterów. To
siła tego pisania.
„Błądzę w ciemnościach wspomnień
i w rezultacie mylę się w rzeczach bardzo zasadniczych”.
(„Mały
Książę”)
I: „Nic nie jest tak ważne, jak życie”. –
Muminek
„Najlepsze zawsze przychodzi do nas, kiedy się tego
najmniej spodziewamy”. – Muminek