I jak tu zapomnieć


 

Strażnicy fatum”, Bożena Keff, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2020, Seria IDEE, 212 stron.


Na stronie wolnelektury.pl znalazłem słowa Bożeny Keff. Utwór nosi tytuł „Drugi domowy wiersz”. 

Za oknem rogatki Wrocławia, ja w pociągu, właśnie po lekturze „Strażników fatum”, zadziwiony swoim odkryciem, dzielę się nim z wami tutaj:


Dobra, tylko już nie pisz, już przestań

stawiać te zakręcone introwertyczne litery

co tak skrybiesz i drapiesz, uchodząc na tych

ciasno pozapełnianych dziesiątkach stron, tam

gdzie nie mam żadnej kontroli

ani nawet marnej reprezentacji, zdaje się, odpływając

cholera wie gdzie, gdzie cholera wie

jakie jest moje miejsce; już nie pisz

już ja popiszę.


Lepszego wstępu nie znalazłbym w swoich rozważaniach. Ten wiersz wiele mi ułatwia, sprawia, że nie jestem już tak bardzo pogubiony, zasmucony, wytrącony.

A po lekturze tekstów, które składają się na książkę Krytyki Politycznej, myślę, że każdy – chociażby delikatnie wrażliwy czytelnik – byłby (też) w stanie wręcz depresyjnym.

Strażnicy fatum”, zbiór esejów – rozważań – wykładów, które były wcześniej publikowane. W książce są poddane obróbce. Są – jak wspomina autorka – ponownie zredagowane i zaktualizowane. Ale nie w tym rzecz. Kwestia zasadnicza jest taka, że gdybym czytał to na wyrywki, nie miałbym poczucia dopełnienia. Dopiero całość stanowi swojego rodzaju pomnik słowa.

Ten pomnik jest wyrzeźbiony doskonałym piórem, ale nie o erudycję Bożeny Keff tu chodzi. Sprawa jest poważniejsza, bo bolesna, dotyczy sumienia Polaków.

Sumienia Polski jako narodu, jako społeczeństwa, jako jednostki.


Zbiór wielki? Można wrzucić tam wszystko i nic. A i tak będzie się kotłowało. A, gdy teraz – zaraz, napiszę czego i kogo rzecz dotyczy właściwie, to dopiero zacznie się prawdziwe larum. Otóż zacznę prowokacyjnie od cytatu z ostatnich stron: „Jeśli ktoś był kiedyś dumny z Freuda dlatego, że był Żydem, to powinien być gotów wstydzić się za Bermana, który mimo wszystko był Żydem”. To zapożyczenie z twórczości Stanisława Krajewskiego. Posługuje się nim, by pokazać jak daleko sięgają rozważania pisarki. Że „nie uwzięła się na Polaków”, by udowadniać, że każdy potomek Jagiellonów, to antysemita. Antysemityzm jednak – i tu się zgadzam – to nasza cecha narodowa. Wyjątkowa – dla jednych, dla innych (w tym dla mnie) – obrzydliwa i mająca korzenie tak dalekie jak moje nawiązanie (czyli co najmniej do dynastii zapoczątkowanej przez Litwina Władysława Jagiełłę).

Nie ma co się obrażać. Trzeba dyskutować. A jeszcze częściej milczeć. Bo wielu z nas w tej kwestii poza utartymi sloganami, niewiele ma do powiedzenia. W Polsce, wśród Polaków – Żyd zawsze będzie kimś gorszym, Innym, podejrzanym, a na pewno niechcianym. I można mnożyć przymiotniki. Dopasowywać do nich czasowniki, a dyskurs będzie identyczny bądź analogiczny jak od stuleci.

To oznacza tyle, że w polskiej kulturze Żyd nadal jest postacią napiętnowaną i nie ma w niej takiego miejsca na osobę mające jakieś związki z tożsamością żydowską, które byłoby wolne od logiki piętna’” (strona 172).


Jeśli ktoś zarzuci mi, że dobieram (może podobnie jak autorka) cytaty do ustalonej z góry tezy, to nic na to nie poradzę. Mogę tylko życzyć szerokiej drogi lub zaprosić do lektury całej książki.


Praca Bożeny Keff ma wiele momentów mocnych i mógłbym (A MOŻE POWINIENEM) cały mój tekst oprzeć o cytaty. Jednak wtedy moje emocje zostałyby schowane. Tego nie chcę.

Jestem tą książką wstrząśnięty. Zarówno wtedy, gdy autorka analizuje polską literaturę powojenną, jak i wtedy, gdy sięga do faktów z teraźniejszości. Zwłaszcza cały ustęp poświęcony twórczości Tadeusza Różewicza jest tak analitycznie poruszający, że (nie ukrywam) przeczytałem go dwukrotnie, przy okazji sięgając do omawianych utworów, zarówno do wierszy, jak i nowel. Powęszyłem – także nie pierwszy raz – w życiorysie poety.

Nie zdawałem sobie sprawy, do teraz, że tak bardzo Różewicz był dotknięty przez Zagładę. Wiem, że słowo „dotknięty” może razić, ale w tej chwili wydaje się najwłaściwsze, najrozsądniejsze.


Jest jednak jeszcze jeden element – wręcz leitmotiv narracji – to wykazanie ról jakie Polacy znaleźli dla Żydów. Tu i teraz. Tu i wtedy. Tu i jutro. Chodzi o kategorie „gości” i „gospodarzy”. Na stronie 147 jest taki tytuł podrozdziału: „Obowiązki wynikające z „regulaminu gościa”. Komuś – czytającemu te słowa – może wydawać, że autorka popełnia groteskę, że może nawet kpi. Otóż, nie! To naprawdę wstrząsający fragment książki.

Zacytuję punkt drugi tego „regulaminu”: Gość powinien akceptować „zestaw z drzewkiem”, który bardzo często był i jest prezentowany jako odpowiedź na krytyczne uwagi co do postaw Polaków w czasie Zagłady”.

Mi te słowa aż „świszczą, brzęczą” w uszach. Jakby ktoś tarł kredą po szybie… Tylko, że to nie jest ulotny przytyk, kiepski żart, infantylna igraszka. Te słowa są boleśnie prawdziwe.

Tak jak i fragment punktu czwartego „Gość nie powinien kręcić nosem na przekonanie, że relacje między Polakami a Żydami były symetryczne (...)”


Koniec z cytatami. Opowiem, że ból jaki pozostał (i jest) po lekturze ma podstawy w historii Polski. Autorka nie manipuluje, nie podchodzi czytelnika z boku; ale po prostu tylko i aż jest jednoznaczna w operowaniu faktami. A wszystko opiera się – niestety – o polską „fałszywą transcendencję”, która wypływa z moralnej mistyfikacji.

Chciałoby się krzyknąć – cytując słowa wiersza ze wstępu - Dobra, tylko już nie pisz, już przestań. Ale lepsza jest puenta: jakie jest moje miejsce; już nie pisz

już ja popiszę.

Ja” - to Bożena Keff, która uczyniła rzecz wielką: napisała prawdę. Co nie każdemu się zdarza, gdy zmaga się Prawdą Historyczną.

Prawda o prawdzie zawsze boli.

popularne