Farsa co się zowie



Rivers of Babylon – Peter Pišťanek, 452 strony, tłum. Olga Stawińska, seria: Słowackie klimaty (Książkowe Klimaty, Wrocław 2019)

Czy pamiętacie przełomowe lata 1989, 1990 i 1991? Ja pamiętam wyraźnie. I zastanawiam się, czy do tej pory przeczytałem o tamtych latach lepszą książkę niż „Rivers of Babylon”.
Jeśli chodzi o czasy socjalistycznej Polski, to podobnym (cząstkowo) klimatem zaraził mnie Kazimierz Orłoś w „Cudownej melinie”. Ale zostawmy polskie pisanie, a zajmijmy się słowackim daniem głównym. A jest to satyra co się zowie. Mistrzostwo humoru i słodko-gorzkiej narracji o przeszłości. Wprawdzie autor spisywał swoje „spostrzeżenia” na gorąco, bo w 1991 roku, ale jego książka nadal jest aktualna, nadal zabawna.

Schyłek fortun cinkciarzy, komunistyczna bezpieka rozbita, szybkie kariery maluczkich, prostytutki pracujące wyłącznie za dewizy, turyści niepotrafiący zrozumieć szykujących się przemian. Niby następuje czas wolności, a jednak „socjalizm z ludzką twarzą” nadal jest żywy, nadal wpływa na los wielu ludzi.
Głównym bohaterem obszernej powieści Pišťanka jest niejaki Rácz Silnz, rolnik szukający szczęścia w dużym mieście. Od razu po pojawieniu się na dworcu uśmiecha się do niego szczęście. Dostaje propozycje pracy w hotelu „Ambassador”. Będzie się przyuczał – pod pilnym okiem mistrza kotłowni - do zawodu palacza. A gdy już zostaje sam na posterunku, to wszystko się zmienia. Świat staje na głowie. Rácz staje się wielkim panem. Handluje głównie dewizami, ale nie gardzi żadnym szmuglem, żadnym towarem, który można sprzedać z zyskiem. Szybko z kotłowni przenosi się do hotelowego apartamentu. I powoli dla wszystkich staje się jasne, kto jest szefem.
Każdy nielegalny biznes jest pod kontrolą specyficznego dorobkiewicza. Mistrzowie ulicy i szefowie hotelowych korytarzy – nawet gdy początkowo opierają się wszechwładzy Rácza – z czasem poddają się, oddają palaczowi, szefowi hołdy.
Na całym tym przeobrażeniu Rácza ucierpiał dotychczasowy dyrektor hotelu. Z dnia na dzień stał się zwykłym menelem. Aby się pożywić, grzebie w koszach, ale nie gardzi też mięsem psów i kotów, na które poluje po zmroku.

Mógłbym się rozpisywać i ciągnąć opowieść w nieskończoność. Ale oznaczałby to, że streszczę wam całą książkę, a przecież nie o to biega.
Wyjaśnię jednak jedną rzecz podstawową. Otóż tytuł powieści – „Rivers of Babylon” to ulubiona piosenka głównego bohatera. Rácz słucha jej, kiedy tylko może. Grają mu ją Cyganie, nucą nałożnice.

Muzykanci biegną, zlani potem. Rácz wstaje, chodzi od jednego do drugiego i przykleja im do czoła banknoty tysiąckoronowe.
Moją ulubioną – rozkazuje i podnosi ręce na głowę. – Rivers of Babylon”. (Strona 301)

To znany przebój zespołu Boney M. To łatwo wpadająca „muzyczka” o dość ubogim literacko tekście. Piosenka z powtarzającymi się frazami: „Usiedliśmy nad rzekami Babilonu / Tak, płakaliśmy, kiedy wspominaliśmy Syjon / Tam niegodziwi / Zabrali nas w niewolę” itp., itd.
Prawda, że nic wyszukanego. A jednak można się zabawić w szukaniu paraleli i innych odniesień. Ale w to pobawcie się sami, bo musicie przeczytać powieść „Rivers of Babylon”. Po prostu nie wypada nie znać tego tekstu.

Czytając, bawiłem się bardzo dobrze. Śmiech nie schodził mi z twarzy. Ale w tym radosnym uniesieniu jest sporo gorzkiej prawdy o tzw. latach przemiany. Wtedy naprawdę niemal wszystko było możliwe, zwłaszcza dla cwaniaków i zagubionych ubeków.

Jednak żeby oddać wam doskonały klimat tej powieści, zacytuję jeszcze jeden z fragmentów:

Rácz wszędzie ma swoich ludzi. On jest tu teraz królem. Przeprowadzając się z kotłowni do apartamentów, pokazał jasno, jakie ma zamiary.
Dyrektora ledwo się tu toleruje. Nawet goście hotelu myślą podobnie. Dla starych klientów jest godnym pożałowania biedakiem. Dla nowych – dziwną i tragiczną postacią, która dzień i w nocy włóczy się po ciemnych hotelowych korytarzach”. (Strona 141)

Czytając, docenicie ten wyszukany humor, tę groteskę całej opowieści. Nie będę ukrywał, że z zazdrością godną Polaka czytałem słowackie klimaty. W tej narracji jest tyle skrajnych emocji, które pisarz funduje nam na każdej stronie książki. Jest bezczelność, pewność siebie, bliskość, zazdrość i pycha. Ale są też akty paniki, są łzy przeradzające się w szloch.
Długo po przeczytaniu będzie was dręczyła myśl, dlaczego w Polsce nie powstała tak dobra powieść, która ukazałaby nasze zmagania na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Niech was nie przeraża objętość „Rivers of Babylon”. Stron jest wiele, ale nie ma tu dłużyzn, przegadania i zbędnego patosu. Autor bawi się pisaniem, a wraz z nim robi to czytelnik. Czytelnik zachwycony.

Poza zręcznym pisarstwem mamy tu do czynienia z socjologiczną próbą opisania Słowaków, którzy podobnie jak my nie potrafili we właściwy sposób wykorzystać pierwszych chwil zdobytej wolności. Wygrali cwaniacy, przegrali pozostali. A z czasem wszystko się normalizowało, nawet Rácz zaczął chodzić do opery i do muzeów.

Nota: 10/10

Fot: www.litcentrum.sk

popularne