Deficyt miłosierdzia


Jezioro. Bianca Bellova, 221 stron. Tłumaczenie: Anna Radwan-Żbikowska. (Wydawnictwo Afera, 2018)

Jezioro Aralskie - słone jezioro w Kazachstanie i Uzbekistanie, które człowiek zniszczył, wysuszył. Jego pozostałości - jednego z największych zbiorników na świecie - pojawiają się i znikają. Jezioro Aralskie stało się inspiracją dla Biancii Bellovej do napisania książki, którą uhonorowano tytułem Nagrody Literackiej Unii Europejskiej w 2017. To nie jedyny laur dla pisarki, za tę spójnie smutną powieść.
Próby ratowania Aralskiego przez ludzi są traktowane z powagą i oddaniem. Ale Jezioro nie chce by reanimował je morderca. I tak powstały, pozostały "niewielkie kałuże", a wokół pustynia. Szkielet zniszczeń. Pomnik głupoty, nieodpowiedzialności i wrogiego traktowania natury przez nas - ludzi.
Taka inspiracja nie mogła skłonić pisarki do napisania literackiego wodewilu. Jeżeli szukać muzycznego porównania, to muszę przywołać operę w trzech obrazach - "Umarłe miasto" Ericha Wolfganga Korngolda, austriackiego kompozytora, zdobywcy dwóch Oskarów.. 
W trakcie czytania Jeziora - z głośników komputera dobiegał głos śpiewaków z przedstawienia w reżyserii Mariusza Trelińskiego.
Robię sam sobie rzecz haniebną i złą. Oddaję i poddaję się specyficznego rodzaju żałobie. Opłakuję żal, złość, niezrozumienie, brak wiary we mnie (przez innych).
Ta muzyka, i ta powieść to ponury "długometrażowy film" o niegodziwości.
Człowiek (człowieczeństwo) jest w kryzysie. Człowiek uwikłany w zły czas, w złe miejsca, w złe okoliczności, podejmujący złe wybory. Nawet przyroda-natura jest zła.

"W czasach jego dzieciństwa woda była truskawko-szmaragdowa; teraz przypomina raczej gnijące, opalizujące błoto. Jest już tak słona, że nie żyją w niej żadne ryby. Można się na niej położyć jak na dmuchanym materacu; ciało ledwo przebija się przez powierzchnię, a głowa wygodnie spoczywa na słonej poduszce. W domu Nami musi brać długi prysznic, żeby ukoić nieprzyjemny świąd. Pewnego dnia po kąpieli wyskakują mu na całym ciele czerwone placki, od tamtej już nie wchodzi do jeziora".
(Strona 116)

Każdy kto zdecyduje się na przeczytanie tej powieści na pewno doceni sugestywność przywołanej sceny, ale książka jest tak napisana w całości. Jakby to była relacja z zawodów sportowych. Niby dostrzegamy emocje. ale całość jest utkana w przedziwną pajęczynę złych uczynków. Bianca Bellova nie pozostawia złudzeń: świat to raczej hurtowania kodeksu karnego, niż katolickiego dekalogu. Można tu przebierać i wybierać, dobierać i przymierzać. Specjalne rabaty na podłość, zniżki na samotność czy depresję. Do zakupów w gratisie dostajemy wyobcowanie i wrogość. Miłosierdzie to pojęcie zarezerwowane np. dla meteorologów. Oni mogą dziękować za przewidziany deszcz. Wtedy dziękują nie wiedzy lecz swoim bożkom. 
Inicjacja Namiego (głównego bohatera tej złej baśni) to wchodzenie w dorosłość w najbardziej wulgarny sposób,  jaki możemy sobie wyobrazić. Nie ma sielanki okresu dojrzewania. Jest obraz anty-Arkadii. Jeżeli poeci wymyślili Arkadię jako krainę wiecznego szczęścia, to czeska pisarka -opisując świat niby z nieokreślonej przeszłości - stworzyła współczesny obraz ludzkości. Mamy pełną gębę frazesów, ale w życiu robimy wiele rzeczy na wspak. Niszczymy naturę dobroci. Osiągamy wirtuozerię w byciu bydlakami, potworami.
Tak. Tak, stworzyliśmy Arkadię podłości. Zaufanie jest tylko frazesem. Zaufanie do drugiego człowieka, do przyrody, a nawet do bogów, to blaga.
Gdy Nami zostaje sam, to wówczas zdawało się mi (czytelnikowi), że wiele rzeczy - a może nawet wszystko się odmieni. Chłopiec jest osamotniony, ale też nic, ani nikt "nie trzyma go za gardło". Nie musi zatem prosić o łaskę. Musi poukładać świat po swojemu, na własną modłę. Ale nic z tego. Bellova brutalnie odziera nas ze złudzeń, "dobrych wyobrażeń". Wulgarność niektórych scen jest  tylko z pozoru efekciarska. To - kolejny raz - sugestywna charakterystyka "bycia człowiekiem".

"A czemu Nami jest taki spocony, tak mu, kurwa, gorąco? Nami kręci głową, nie, nie jest mu gorąco, nie, nie będzie nabijał żadnej zasranej broni. Nami chce zostać w domu i leżeć z pornosami w łóżku Johnny'ego, ale Johnny w ogóle nie zwraca na niego uwagi. Wizja zabijania nakręca go bardziej niż koks."
(Strona 120)

"Tu" w ogóle - gdy przyjdzie ochota na seks, na morderstwo, to nie ma problemu. Można bić, zabijać, gwałcić, niszczyć do woli.
Miałem spory problem z czytaniem Jeziora. Jestem w byle-jakiej kondycji psychicznej, dobrałem (jako tło) okropnie smutną operę. I jeszcze ta Arkadia. Poetycka wiara, że jest, że istnieje, tylko trzeba ją odnaleźć, została tą powieścią przemielona, przeżuta i wypluta. 
Momentami czułem się, jakby ktoś z  premedytacją i uwielbieniem polewał mnie wrzątkiem. Piecze, boli - a ten ktoś (pomimo moich łez) robi to dalej i dalej. Mój strach i ból sprawiają "komuś" nieskrywaną radość.
Oczywiście przejaskrawiam. Ale robię to z premedytacją, a to dlatego, że uczciwie uprzedzam: "Jezioro", to książka, której nie sposób zapomnieć. Ta opowieść należy do tego gatunku literatury, który nie jest dla czytelnika rozrywką. Jest bojem i zmaganiem się - nie z prozą - z tym co w naszym życiu było złe. Dobre uczynki są łatwe do cytowania i głoszenia światu, a o grzechach milczymy lub mówi o nich ściszonym głosem w konfesjonale czy gabinecie psychologa/psychiatry.
Sporo kosztowało mnie przyswojenie "Jeziora". Ale wiem jedno: po dobrym przepracowaniu tej powieści, można stać się lepszym człowiekiem. Niekoniecznie dla brata, siostry, męża, żony, matki, ojca. Ale lepszym dla otoczenia - dla natury.
Trzeba, należy zaprzyjaźnić się z lasem, jeziorem, psem, kotem, plantacją tulipanów, mrowiskiem czy rojem pszczół. To początek drogi ku wolności.
Jezioro nie jest terapeutyczną przypowieścią, ale nie jest też jedną z kolejnych błahych powieści. Zadrukowanym polem papieru. Jest dziełem. Książka, która jest majstersztykiem w pisaniu o podłości i kondycji ludzkości. Zwłaszcza, że jest zadedykowana Ludziom w drodze. Poszukującym. Jest inskrypcją dla mnie. Na pewno dla mnie.
Nota: 10/10
Zdjęcie pisarki pochodzi z portalu czechlit.cz

popularne